COVID ze szklanym okiem – NIE

Niedowidzący kierowca rozwozi koronawirusa.

 

To jednak dzieje się naprawdę. Najbardziej przerażająca jest postawa dyrektorów szpitali wobec zagrożenia zdrowia i życia pacjentów. Przerażająca jest również postawa urzędników państwowych odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo.

2 tygodnie temu ujawniłem w „NIE”, w jakich warunkach badane są dziesiątki tysięcy próbek na obecność SARS-CoV-2 w województwie śląskim. Nie będę powtarzał tego, co napisałem. Przypomnę tylko, że dzieje się to w ustawionym na parkingu w Gliwicach baraku, którego zdjęcia zamieściłem. Do wnętrza baraku, który jest akredytowanym przez Ministerstwo Zdrowia laboratorium genetycznym COVID-19, wchodziły – lub wychodziły z niego – osoby bez specjalnych zabezpieczeń. Jak gdyby nie było całej tej pandemii, miesięcy straszenia koronawirusem i karania za łamanie obostrzeń stanu epidemii.

Artykuł odbił się szerokim echem. Otrzymałem informację o tym, że osoby, które czują się pokrzywdzone działaniami organów państwa w stanie epidemii, zamierzają zorganizować się i być może wystąpić z pozwem zbiorowym. Chodzi nie tylko o pacjentów, których próbki skierowano do blaszaka firmy Vito-Med czy ich rodziny.

Po publikacji artykułu spłynęły do mnie kolejne informacje. Niektóre szokujące.

 

Zawiadamiam policję

Dlatego na policję w Gliwicach skierowałem zawiadomienie, że wśród kierowców, którzy samochodami Vito-Medu przywożą ze szpitali próbki na obecność SARS-CoV-2, może być półślepy inwalida. Policja koniecznie musi sprawdzić, czy prawdą jest przekazana mi informacja, że kierowca ten ma jedno oko szklane. Co więcej, nie posiada stosownych uprawnień. Samochody Vito-Medu, przewożące próbki na obecność koronawirusa SARS-CoV-2, wyposażone są w sygnały dźwiękowe i świetlne pojazdów uprzywilejowanych. Mężczyzna ten ma nie posiadać uprawnień do prowadzenia pojazdów na sygnale.

O tym, że pojazdy Vito-Medu pędzą na sygnałach dźwiękowych i świetlnych, wiem na pewno. Policji przekazuję nagranie jednego z takich samochodów. Jest to złamanie obowiązującego prawa. Samochody przewożące próbki do badania laboratoryjnego nie są pojazdami uprzywilejowanymi.

Osoba, która przekazała mi tę informację, mówi o zagrożeniu. Tylko bowiem w ciągu trzech tygodni września samochody Vito-Medu przewiozły 852 próbki dodatnie, czyli takie, w których później stwierdzono obecność koronawirusa SARS-CoV-2, i 243, których badanie dało niejednoznaczny wynik. W sierpniu przewiozły 1067 próbek, w których koronawirus był, i 444, których późniejsze badanie dało wynik niejednoznaczny. Zaś w lipcu i czerwcu przywiozły ze szpitali ponad 700 próbek z koronawirusem i ponad 200 „niejednoznacznych”.

 

Istnieje ryzyko skażenia

Skoro samochody Vito-Medu wymuszają pierwszeństwo przejazdu, udając pojazdy uprzywilejowane i np. przejeżdżając skrzyżowania na czerwonym świetle, istnieje ryzyko zderzenia z innymi samochodami i skażenia miejsca wypadku próbkami zawierającymi groźny patogen.

Liczby potwierdziłem w instytucji gromadzącej na polecenie Ministerstwa Zdrowia dane statystyczne o tym, ile badań na obecność koronawirusa na zlecenie szpitali wykonały poszczególne laboratoria genetyczne. W przypadku Vito-Medu – w czerwcu, lipcu, sierpniu i wrześniu (dane za ten ostatni miesiąc są niepełne – otrzymałem je 28 września) – było to 46 528.

Tyle próbek na obecność koronawirusa SARS-CoV-2 przekazały do ustawionego na parkingu blaszaka szpitale z województwa śląskiego. A przecież trafiały tam również próbki od niektórych stacji sanepidu czy poradni. Pełnej liczby próbek skierowanych do przetestowania w blaszaku nie znam. Śląski Wojewódzki Inspektor Sanitarny odmówił mi przekazania tej informacji. Nie ustępuję i nadal się jej domagam. Z tą sprawą gotów jestem iść do prokuratury.

Na razie wiem tyle, że w sierpniu do Vito-Medu skierowano spoza szpitali prawie 13 tys. próbek do badań na obecność koronawirusa. Ze szpitali – ponad 18 tys. To znaczy, że do tej pory do Vito-Medu mogło trafić nawet 60 tys. próbek. Może więcej…

 

Zawiadamiam prokuraturę

Nie trzeba być diagnostą laboratoryjnym, aby mieć wątpliwości, czy tak wielka liczba testów powinna trafiać do blaszaka ustawionego na parkingu – o rozmiarach sklepiku. Ale wojewoda śląski takich wątpliwości nie miał. Z dwóch niezależnych źródeł dowiedziałem się, że to on wskazywał laboratoria diagnostyczne COVID-19, do których mają trafiać próbki do zbadania na obecność koronawirusa.

Z tego, co wiem, to wojewoda śląski ma taką samą wiedzę na temat genetyki i diagnostyki laboratoryjnej, jak ja. Ukończył politologię na Uniwersytecie Śląskim. Być może więc ktoś mu doradził, które laboratoria powinien wskazać. W każdym razie o tym, że to on wskazywał laboratoria, do których należało kierować wymazy, wiem z oficjalnego pisma, jakie zostało do mnie skierowane w odpowiedzi na pytania. Mogę je okazać. Z nieoficjalnego zaś źródła usłyszałem, że z Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach telefonowano bezpośrednio do dyrektorów szpitali i mówiono, z którym laboratorium powinni współpracować.

 

Całość na łamach