Drodzy ludzie – NIE

Przy pieniądzach o sporcie.

Wokół stadionów futbolowych krążą tak gigantyczne pieniądze, że już żadne informacje nie powinny dziwić. A jednak… Real Madryt jest gotów latem zapłacić 300 mln euro za transfer Kyliana Mbappé z Paris Saint-Germain.

300 mln euro to zapłata dla klubu. 21-letniego Francuza (kameruńskiego pochodzenia) ma natomiast skusić nie tylko wysoka pensja, ale także kontrakt dla jego 13-letniego brata. Ethel Mbappé miałby trafić do szkółki Realu Madryt, a za kilka lat – ma talent ponoć nie mniejszy niż słynny starszy brat – do pierwszej drużyny.

Czy świat staje na głowie? Może takie porównania nie mają wielkiego sensu, ale warto zauważyć, że najdroższy obraz świata – „Salvator Mundi” Leonarda da Vinci – sprzedano na aukcji Christie’s w Nowym Jorku za 450,3 mln dolarów i tylko to jedyne dzieło malarskie jest więcej warte na rynku niż nogi młodego napastnika.

Willem de Kooning, Paul Cezanné czy Pablo Picasso nie stworzyli niczego, co mogłoby konkurować aukcyjną ceną z bramkami zdobywanymi przez Kyliana Mbappé.

 

Tylko miliarderzy

Relacje nie tylko ze świata piłki nożnej, ale także z innych dziedzin sportu coraz częściej przypominają wiadomości zamieszczane na stronach gazet poświęconych ekonomii. Pojawiają się nawet podobne terminy: „spekulacje”, „przegrzanie rynku”, „podaż i popyt”, „globalizacja”. Padają też słowa o bankructwach znanych firm. W Anglii po 134 latach istnienia upadł klub Bury FC, 150 ludzi straciło pracę, zaprzepaszczona została tradycja dwukrotnego zdobywcy Pucharu Anglii. Cóż, zarządzał klubem Steve Dale, lokalny biznesmen z hrabstwa Lancashire, a nie bogacz z Chin, USA czy któregoś z azjatyckich tygrysów (rosyjscy oligarchowie tracą swoją pozycję w futbolu). To już nie te czasy, gdy właścicielem klubu mógł być rzeźnik, aptekarz albo grupa kibiców spotykających się w pubie. Teraz bawić się w poważny futbol mogą tylko miliarderzy.

Dlaczego bankructwo Bury FC, drużyny z Football League Two, jest tak ważne, że dostrzegła je prasa w wielu krajach? W ostatnich dekadach znikało wiele klubów; na Litwie upadło ich 20, na Łotwie też kilka (w tym zlikwidowany w 2016 r. Skonto Ryga), a ile codziennie bankrutuje w Afryce czy Azji, tego nikt nie policzy. Z problemami finansowymi borykają się nawet włodarze piłki w Holandii i Skandynawii. Ale w Anglii kluby, zwłaszcza te o bogatych tradycjach, dotychczas nie bankrutowały. Zawsze znajdowano sposób, aby je uratować. Albo dokonywano sprytnych sztuczek księgowych, albo z pomocą przychodziły miejskie władze. Skoro zbankrutował Bury FC, to znak, że nawet w kolebce futbolu nikt już nie może się czuć bezpieczny, jeżeli nie stoją za nim wielkie pieniądze.

 

Całość na łamach