Do trzydziestu razy sztuka.
Wycofanie projektu ustawy znoszącej limit 30-krotności składek na ZUS to największa porażka pisuarów w historii IV RP bis. Próba przeforsowania tak oczywistego bubla to zarazem dowód, że władzy pali się grunt pod nogami.
Projekt nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych firmowany był przez grupę posłów z Marcinem Horałą na czele, ale w istocie był to plagiat projektu procedowanego przez parlament poprzedniej kadencji w 2017 r. Głosami PiS-u rządową nowelę, zakładającą, że daninę do ZUS-u muszą płacić wszyscy bez względu na osiągane dochody, przyklepał wówczas Sejm i Senat, ale nieoczekiwanie prezydent Andrzej Duda postanowił wystąpić w roli strażnika konstytucji i zamiast się podpisać, odesłał ustawę do Trybunału Konstytucyjnego.
TK orzekł, że jest ona niezgodna z konstytucją, przy czym zdanie odrębne wyraziła Julia Przyłębska, ulubiona kucharka prezesa Kaczyńskiego i Człowiek Wolności tygodnika „Sieci” braci Karnowskich, oraz Zbigniew Jędrzejewski i Michał Warciński, sędziowie wybrani przez PiS.
Projekt firmowany przez Horałę i spółkę to niemal jota w jotę przepisany dokument sprzed dwóch lat. Wkład intelektualny współczesnych autorów polegał na dodaniu jednego niewiele znaczącego paragrafu i radykalnym skróceniu uzasadnienia, albowiem wersję z 2019 r. uzasadniono raptem na dwóch stronach maszynopisu. Nie przedstawiając przy tym jakichkolwiek danych i rachunków, za to zamieszczając frazę następującą: „Zniesienie limitu w wysokości podstawy wymiaru składek oznacza brak potrzeby ciągłego monitorowania wysokości otrzymywanych przychodów zarówno przez płatnika składek jak i przez ubezpieczonego, szczególnie w przypadku gdy ubezpieczony wykonuje kilka rodzajów pracy. Projekt ustawy zmniejsza obciążenia biurokratyczne dla pracodawców i ubezpieczonych”.
Rządowa nowela sprzed dwóch lat była uzasadniona na dwunastu stronach i rachunki oraz dane zawierała. Wynikało z nich m.in., że wpływy do ZUS-u po zniesieniu limitu składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe wzrosną o ponad 7 mld zł, ale w związku z koniecznością wypłacania wyższych świadczeń – i w starym, i w nowym projekcie poza zniesieniem limitu składek przewidziano usunięcie przepisu określającego wysokość maksymalnej emerytury jako 250 proc. średniej płacy – urosną także wydatki. Autorzy nie potrafili precyzyjnie określić, o ile, ale oszacowali, że po dziesięciu latach od wejścia w życie ustawy mogą one być większe o ponad 5 mld zł rocznie. Co więcej, opisano także skutek uboczny uzusowienia krezusów w postaci pomniejszenia wpływów do NFZ (składkę oblicza się, za podstawę przyjmując dochód pomniejszony o daninę odprowadzaną do ZUS), straty służby zdrowia określając na 300 mln zł w skali roku.
Uszczuplenia nakładów na leczenie suweren nie przełknąłby tak łatwo jak zdewastowania sądownictwa, można więc założyć, że rządowe rachunki były niedoszacowane. Ale były, a w uzasadnieniu Horały nie było ich wcale. Ergo: skoro nowela sygnowana przez premiera była niezgodna z konstytucją, firmowana przez przewodniczącego komisji śledczej ds. złodziejstwa uprawianego przez rząd Tuska była niezgodna z konstytucją po trzydziestokroć.
Całość na łamach