Morawiecka przysługa – NIE

Jak premier fałszywy wizerunek Polski za granicami utrwala.

„Nie ma wolności bez godności. I nie ma wolności bez wiarygodności” – oświadczył Mateusz Morawiecki w trakcie inauguracyjnego posiedzenia Sejmu, zdradzając rządowe credo na czas nadchodzącego kryzysu. Odczytać je należy jako deklarację, że chleba niebawem może chwilowo zabraknąć, ale igrzysk nie braknie Polakom nigdy. Dowodu, że to nie czcze słowa, premier dostarczył, idąc na wojnę z Netflixem, czyli wypożyczalnią filmów i seriali przez internet, w zachodniej nowomowie zwanej platformą streamingową. Wojna, zgodnie z wielowiekową tradycją oręża polskiego, ma charakter obronny, bo broni dobrego imienia Polski i tradycyjnie zakończy się moralnym zwycięstwem, czyli realną klęską, ale nie żal przelewać krwi, gdy płoną lasy. A biało-czerwone lasy podpalił Netflix, publikując serial „The Devil Next Door”, co na nasze przetłumaczono jako „Iwan Groźny z Treblinki”.

 

Gierki KGB

5-odcinkowy dokument opowiada o przygodach Iwana Demianiuka, ukraińskiego esesmana podczas II wojny mordującego Żydów w obozach zagłady w Treblince i Sobiborze, z racji sadystycznych skłonności zwanego przez więźniów „Iwanem Groźnym”. Po wojnie Demianiuk zwiał do USA, ale w latach 80. XX w. jedenastu ocalałych rozpoznało go na zdjęciach i w rezultacie po pozbawieniu amerykańskiego obywatelstwa został deportowany do Izraela, gdzie był sądzony. W pierwszej instancji skazano go na śmierć, ale sąd najwyższy Iwana uniewinnił. Obywatelstwo amerykańskie mu przywrócono, lecz znaleziono nowe dokumenty i ponownie zabrano pechowcowi amerykański paszport, tym razem deportując go do Niemiec. Niemiecki sąd za współudział w masowej zagładzie skazał Demianiuka na 5 lat więzienia. Zmarł w 2012 r. w bawarskim domu opieki nad seniorami.

Autorzy serialu nie tylko dotarli do ocaleńców, ale także do nagrań filmowych procesów, sędziów, prokuratorów, obrońców zbrodniarza i jego krewnych. Opowieść jest dzięki temu pozbawiona płaskiej jednowymiarowości, co grozy nie umniejsza, bo zięć i wnuk Demianiuka, tłumaczący, że Iwan został wrobiony, choć był niezdolny do skrzywdzenia muchy, w zestawieniu z zeznaniami świadków opowiadających, jak bagnetem ucinał kobietom piersi lub wydłubywał oczy, dramatyzm potęguje. Dodatkowo w serialu obficie zademonstrowano tło historyczne, mowa jest np. o prowadzonych w ramach zimnej wojny gierkach KGB polegających na podrzucaniu jankesom dokumentów mających świadczyć o udziale obywateli USA w Zagładzie. Niektóre były fałszywe, ale prawdziwych nie brakowało, co w przypadku bierności władz skwapliwie wykorzystywano. Serial dokumentalny cieszył się znaczną oglądalnością i nie budził kontrowersji, dopóki nie trafił pod polskie strzechy.

 

Niemcy ponad wszystko

Początkowo nic nie zapowiadało godziny „W”. Ot, jeden z widzów dostrzegł, że prezentowana jest współczesna mapa Polski wraz z trupimi czaszkami symbolizującymi obozy zagłady, co według niego miało sugerować, że to Polacy Żydom zgotowali tamten los. Swój pogląd wraz ze screenem mapy widz opublikował w internecie, domagając się od władz RP natychmiastowej interwencji. Pierwsze zareagowało MSZ, publikując oświadczenie następujące treści: „W czasie, o którym mowa w serialu »Iwan Groźny z Treblinki«, terytorium Polski było okupowane, a odpowiedzialność za obozy ponosiły nazistowskie Niemcy. Mapa pokazana w serialu nie jest zgodna z przebiegiem ówczesnych granic”. Ministerstwo opublikowało zarówno mapę sfałszowaną przez twórców bluźnierczego serialu, jak i prawidłową, tę pierwszą ozdabiając krzyżykiem, co miało sygnalizować jej nieważność, ale na świecie powszechnie wiadomo, że Polacy stawiają krzyżyk na tym, co ważne. Potem odezwało się Ministerstwo Sprawiedliwości, komunikując, że „zwróci się do IPN o analizę i podjęcie kroków prawnych przeciw Netflixowi”. I uczciwie zaznaczając, że prokuratura nie może się twórcom dobrać do dupy, bo po sławnej nowelizacji noweli ustawy o IPN w grę wchodzi wyłącznie odpowiedzialność cywilna. Instytut długo nie bawił się w analizy – ogłosił, że wezwie Netflixa „do usunięcia naruszenia prawa, czyli usunięcia mapy oraz do zamieszczenia wyjaśnień”. Zapowiedział także, że zareaguje na „depeszę Reutersa w sprawie serialowej mapy, bo w depeszy użyto sformułowania »naziści«, zamiast »Niemcy«, zaś konsekwencje używania takich enigmatycznych sformułowań są groźne dla prawdy historycznej”.

 

Cytaty z drwiną

Wreszcie głos dał Mateusz Morawiecki, pisząc do szefa Netflixa. „Naszym obowiązkiem jest czczenie pamięci i głoszenie prawdy o II wojnie światowej i Holokauście, jednej z najstraszliwszych zbrodni w dziejach. To zadanie nie tylko polityków czy historyków, ale wspólna odpowiedzialność wszystkich ludzi dobrej woli. Ogromna część tej odpowiedzialności spoczywa na instytucjach kultury i platformach takich jak Netflix – i bardzo doceniam Państwa wysiłki na rzecz edukowania młodszych pokoleń o historii, poprzez rozrywkę i sztukę. Niestety, pewne materiały dostępne na Państwa platformie są bardzo nieprecyzyjne – do tego stopnia, że zaciemniają historyczne fakty i wybielają rzeczywistych sprawców tych zbrodni. Niedawno opublikowany serial »The Devil Next Door« przedstawia mapę, która niezgodnie z prawdą umieszcza kilka nazistowskich obozów koncentracyjnych we współczesnych granicach Polski. Brak też jakiegokolwiek komentarza lub wyjaśnienia, że obozy te były zarządzane przez Niemcy. Mapa nie tylko jest nieprawdziwa, ale wprowadza widzów w błąd, sugerując im, że Polska była odpowiedzialna za założenie i prowadzenie tych obozów oraz za popełnione w nich zbrodnie. To pisanie historii na nowo, Polska nie istniała nawet w tamtym czasie jako niepodległe państwo, a miliony Polaków zostały w tych obozach zamordowane” – skrobnął premier, najwyraźniej wskutek napięcia emocjonalnego używając wyklętego przez IPN, bo przyczyniającego się do fałszowania prawdy określenia „nazistowskie obozy koncentracyjne”, a jak wiadomo z nazistowskich obozów wiedzie prosta droga do polskich. Epistoła premiera wywołała burzę, cytowano ją w 350 mediach zagranicznych, niekiedy neutralnie, częściej z drwiną, ale zawsze w towarzystwie fałszywej i wrogiej Polsce mapy.

 

Pytania do premiera

Prawda jest taka, że mapka w serialu prezentowana jest raz w szóstej minucie pierwszego odcinka. Ukazuje się przez 10 sekund, z czego przez 3 widać Polskę w obecnych granicach, symbole obozów zagłady i napis „Poland”. Dodatkowo stanowi ona cytat z amerykańskiego serwisu informacyjnego nadanego w połowie lat 80. zeszłego wieku. Reakcja władz państwa aspirującego do roli mocarstwa, z premierem na czele, wydała mi się niewspółmierna do bodźca i z punktu widzenia deklarowanego celu, czyli walki o dobre imię Polski, chybiona. Dlatego wysłałem do Centrum Informacyjnego Rządu następujące pytania: „Przedmiotowa mapa prezentowana jest wyłącznie w pierwszym odcinku serialu przez 10 sekund, z czego kontur współczesnej Polski widoczny jest przez 3 sekundy. Wskutek podjętej przez Pana Premiera interwencji zaprezentowano ją w 350 mediach na całym świecie, telewizji nie wyłączając, co doprowadziło do rozpowszechnienia fałszywego wizerunku Polski i Polaków w nieporównywalnie większej skali niż w rezultacie publikacji serialu. Czy w tym świetle działanie Premiera było sensowne? Czy Premier Morawiecki oglądał cały serial? Jeśli tak, dlaczego skupił się wyłącznie na krótkotrwałej ekspozycji mapy, a pominął w swym wystąpieniu inne, silniej godzące w polskość fragmenty (np. Demianiuk po wyjściu z samolotu chciał pocałować ziemię, co jest oczywistym ironicznym odwołaniem do zachowań Jana Pawła II, największego z rodu Słowian, zaś świadkowie zeznający w procesie Demianiuka twierdzili, że do obozu w Treblince przyjechali z Częstochowy i Warszawy, znanych polskich miast, co bez wyjaśnienia, że miasta te były wtedy okupowanie przez Niemców, sugeruje, że Polacy odpowiadają za Holokaust). Czy jeśli Netflix nie usunie mapy albo nie zaopatrzy jej objaśnieniem, polski rząd nałoży na tę platformę podatek cyfrowy?”.

To ostatnie pytanie zadałem, bo Netflix, Google, Facebook i inne obecne w Polsce amerykańskie giganty cyfrowe miały płacić daninę umożliwiającą sfinansowanie drugiej piątki Kaczyńskiego, ale wiceprezydent Mike Pence przyleciał do Polski w zastępstwie grającego w golfa Trumpa, tupnął leciutko nóżką i pomysł upadł.

Podłość Netflixa uznałem zatem za dobrą okazję, aby zaprezentować światu odmianę polskiego chojractwa, wykraczającą poza poszczekiwanie i strojenie min światowego męczennika.

Do zamknięcia numeru odpowiedz nie nadeszła.

 

Policzek orła

O tym, że z Polską Netflixowi nie po drodze, amerykańska firma dała znać już kilka miesięcy temu, publikując na polskiej stronie komunikat tej treści: „W Twoim kraju nie oferujemy obecnie bezpłatnego okresu próbnego”. W istocie to siarczysty policzek wymierzony orłowi białemu albowiem na całym świecie nowy użytkownik przez 30 dni ogląda filmy za darmo. Polakom przywilej ten odebrano, bo, jak przystało na naród wybrany, zakładali masę nowych kont i następnie sprzedawali rodakom hasła umożliwiające dostęp do zasobów serwisu za cenę niższą niż wysokość miesięcznego abonamentu.

Jankesi, zaprawdę powiadam wam, strzeżcie się, bo nawet Polak mały wie, że Iwan Groźny z Treblinki Jarosławowi Mądremu z Żoliborza mógłby skoczyć.