Rządzący Polską pisowscy nieudacznicy przepuścili miliard złotych! Gdzie jest prokurator?
To miała być sztandarowa inwestycja pisowskiej władzy. W lipcu 2018 r. wśród licznie zgromadzonych oficjeli (ministrów, posłów, dyplomatów, samorządowców) z pompą podpisano kontrakt na budowę trzeciego bloku energetycznego Elektrowni Ostrołęka (tzw. Ostrołęka C). Blok ma być oddany do użytku w 2023 r., a jego koszt oszacowano na ponad 6 mld zł. Za budowę odpowiadają państwowe spółki Enea i Energa obsadzone przez nominatów PiS.
Gromy. W czasie uroczystości zaczęły walić pioruny, a z nieba lunął rzęsisty deszcz. „Nie wiem, czy państwo wiecie, ale w polskiej chrześcijańskiej tradycji taki deszcz oznacza działanie Ducha Świętego. To też jest bardzo symboliczne” – mówił do zgromadzonych VIP-ów poseł Arkadiusz Czartoryski.
Dumy nie krył premier Mateusz Morawiecki. W specjalnym liście odczytanym przez ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego napisał: „Dzisiaj po raz kolejny udowadniamy, że w wielkiej misji modernizacji kraju, której się podjęliśmy, kluczowa jest wiarygodność. Realizujemy nasze zapowiedzi. Przeciwstawiamy Polskę mocy Polsce niemocy”.
Brednie. W czasie kampanii samorządowej politycy PiS twierdzili, że inwestycja w Ostrołęce stanie się ważnym elementem bezpieczeństwa energetycznego i zapewni rozwój gospodarczy kraju. Podczas szczytu klimatycznego ONZ w Katowicach (grudzień 2018 r.) minister Tchórzewski opowiadał zdumionym zagranicznym gościom, że budowa elektrowni została narzucona przez Brukselę (sic!). „Są pewne cele, które niekonieczne z punktu widzenia naszego interesu – i ekologicznego, i gospodarczego – byłyby dla nas najważniejsze, tylko niekoniecznie na tym zyskujemy; ale to jest pewna solidarność europejska. Bez nas, bez Finlandii, bez Szwecji kraje bałtyckie nie mogłyby się zsynchronizować z Unią Europejską, więc pewne takie działania też musimy podejmować” – bredził Tchórzewski. Nie istnieją żadne dokumenty międzynarodowe, które potwierdzałby tezę o konieczności budowy bloku dla synchronizacji energetycznej UE i państw bałtyckich.
Specjaliści z branży pukali się w głowę, widząc nieracjonalne poczynania PiS. Budowa Ostrołęki C była zarzuconym w 2012 r. pomysłem rządu Donalda Tuska. Platforma Obywatelska zrezygnowała z tej inwestycji ze względu na jej nierentowność. Sceptycy ostrzegali rządzących, że budowa bloku opalanego węglem – gdy Unia Europejska odchodzi od paliw kopalnych – jest szaleństwem.
Elektrownia będzie nie tylko nierentowna, ale i nieopłacalna – przyniesie prawie 7 mld zł strat, czyli więcej niż koszt jej budowy.
Produkowany prąd będzie tak drogi, że nikt go nie kupi. Nie można też zapominać o zanieczyszczeniu środowiska i negatywnym wpływie na zdrowie milionów Polaków.
Pieniądze. Najważniejsze pytanie dotyczyło tego, skąd PiS weźmie pieniądze na sfinansowanie inwestycji. Banki nie chcą bowiem pożyczać forsy na wątpliwe ekonomicznie przedsięwzięcia zatruwające środowisko. Nawet kontrolowane przez władzę banki PKO SA, PKO BP, BOŚ nie kwapiły się do udzielenia pożyczki. Decydenci odpowiadali, że wszystko jest załatwione i nie ma powodów do zmartwień. „Wierzę, że uda się rozpocząć budowę szybko. Wszyscy są do niej przygotowani” – zapewniał Tchórzewski.
Mijały miesiące, a na placu robót niewiele się działo. Jesienią 2018 r. ogłoszono, że do budowy dołożą się państwowe spółki (Energa, Enea i PGE poprzez zależny fundusz inwestycyjny), które miały wysupłać ok. 2 mld zł. Wciąż jednak było to zbyt mało. W akcie desperacji Tchórzewski zapowiedział, że rząd ściągnie środki z funduszy emerytalnych spółek energetycznych. Porzucił absurdalny pomysł, gdy liderzy związkowi zagrozili, że przyjadą z kilofami do Warszawy bronić pieniędzy pracowników.
Całość na łamach