Mówiąc Trumpem – NIE

Wszyscy jebnięci ludzie prezydenta. Prezydenta, który jest przyjacielem prezydenta Dudy.

 

Spisek LGBT, dążący do zniszczenia polskiej tożsamości i seksualizacji polskich dzieci, konsekwentnie ujawniany przez członków pisowskiej elity rządzącej, to dziecięcy chór wiedeński w porównaniu z megakonspiracją wykrytą w USA przez wielbicieli prezydenta Trumpa spod znaku QAnon.

Dekonspiratorzy – należący do czegoś, co stało się już specyficznym ruchem społecznym, przez niektórych uważanym za sektę – doczekali się ostatnio bezpośredniego uznania swojego idola. Pytany o QAnon na konferencji prasowej 19 sierpnia, Trump odparł z właściwą sobie lekkością: „Nie wiem za dużo o tym ruchu, poza tym, że – jak rozumiem – bardzo mnie lubią, co doceniam”. Gdy dziennikarze spróbowali przybliżyć mu credo QAnon – że on, Trump, potajemnie ratuje świat przed satanistycznym kultem kanibali-pedofilów – przywódca wolnego świata zapytał podchwytliwie: „Ale to dobrze czy źle?”. I dodał z właściwą sobie skromnością, że jeśli może uratować świat, to jest skłonny to zrobić. Zwolenników szaleńczej spiskowej teorii nazwał „patriotami, którzy bardzo kochają nasz kraj”.

Prezydent Trump może nie wiedzieć za wiele o ludziach spod znaku QAnon – w końcu na żaden temat nie wie za dużo – ale oni wiedzą o nim wszystko. I są to same dobre rzeczy.

 

Istnieje otóż lewacko-żydowsko-hollowoodzka klika – Klika – dążąca do kontroli nad światem, a Trump jest jedyną zaporą na jej drodze i kijem w jej szprychach. Do Kliki – zwanej też „głębokim państwem” albo „rządem światowym” – należą, m.in. liderzy Partii Demokratycznej z Hillary Clinton na czele, niechętne Trumpowi gwiazdy filmu i telewizji pod przywództwem Oprah Winfrey, Bill Gates i George Soros. Poza władaniem globem Klika zajmuje się przemytem dzieci, które są używane do satanistycznych rytuałów seksualnych, a także do bezpośredniej konsumpcji. Krew i/lub inne płyny fizjologiczne, pozyskiwane z przemycanych dzieci, gwarantują spiskowcom wieczną młodość.

Gwoli ścisłości nie jest to koncepcja oryginalna: wypączkowała z afery „Pizzagate” z 2016 r., kiedy to w sieci pojawiły się oskarżenia mówiące o tym, że ówczesna kandydatka Hillary Clinton należy do kręgu przemytników dzieci, którzy uprawiają satanistyczne rytuały w piwnicy waszyngtońskiej pizzerii „Comet Ping Pong”. Oskarżenia okazały się tak przekonujące, iż 4 grudnia 2016 r. niejaki Edgar Maddison Welch z Salisbury w Karolinie Północnej przyjechał do pizzerii uzbrojony w pistolet oraz karabin AR-15, aby ratować dzieci. W zatłoczonej sali oddał 3 strzały z karabinu, dziwnym zbiegiem okoliczności nikogo nie trafił, po czym poddał się policji i przyznał do winy. Dostał 4 lata po ugodzie z prokuratorem. Dokładne policyjne przeszukanie miejsca zdarzenia nie ujawniło śladów orgii, ofiar z ludzi ani obecności porwanych dzieci.

 

Rok później, 28 października 2017 r., na platformie internetowej 4chan, służącej do anonimowej wymiany obrazków i komentarzy, osoba używająca nicka „Q Clearance Patriot” („Patriota z certyfikatem Q”) – opublikowała pierwszy wpis zatytułowany „Cisza przed burzą”: „Ekstradycja HRC wprawiona w ruch, obowiązuje od wczoraj w kilku krajach na wypadek ucieczki za granicę. Paszport zostanie oznaczony 30.10 o godzinie 00.01”. Dalej było o przewidywanych na 30 października masowych zamieszkach i związanych z nimi planach mobilizacji wojska i Gwardii Narodowej.

Przetłumaczmy – przecież w rozmowie o spiskach kluczowy jest język konspiry.

„Certyfikat Q” to poziom dopuszczenia do informacji niejawnych obowiązujący w Departamencie Energii, upoważniający do tajnej wiedzy na temat broni jądrowej. „HRC” to oczywiście Hillary Rodham Clinton. „Cisza przed burzą” to cytat z Trumpa, który takiej enigmatycznej frazy użył wobec dziennikarzy przed swoim spotkaniem z generalicją w październiku 2017 r. Prezydent nie wytłumaczył, co miał na myśli, ale internet wie: „burza” to wielka akcja, w której tysiące członków antytrumpowego – czytaj: antyamerykańskiego – spisku zostaną jednocześnie aresztowane, postawione przed trybunałami wojskowymi i wysłane do Guantanamo. Członkowie sekretnego internetowego bractwa QAnon z niecierpliwością czekają na ten dzień.

„QAnon” to termin, który powstał z połączenia „Q” z nicka tajemniczego patrioty z terminem „anon”, który oznacza autora postów chcącego zachować anonimowość.

Tożsamość Q pozostaje tajemnicą; jego wyznawcy sądzą, że to wysoki urzędnik w obecnej administracji, może oficer albo grupa oficerów wywiadu pracująca dla Trumpa, albo może i sam Trump. Posty sygnowane przez Q pojawiały się na różnych anonimowych platformach i nie sposób stwierdzić, czy były pisane przez tę samą osobę.

Można za to stwierdzić, że zawierały ten sam poziom bzdur.

 

Oprócz kanibalistycznej sekty pedofilów pod kierownictwem Hillary Clinton do podstaw światopoglądu wyznawców kultu QAnon należy przekonanie, iż Kim Dzong Un jest amerykańską marionetką zarządzaną przez CIA, szefowa Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej Debbie Wasserman Schultz wynajęła salwadorski gang Mara Salvatrucha, żeby zamordował marginalnego 27-letniego pracownika tego komitetu Setha Richa, Angela Merkel jest wnuczką Hitlera, a picie wybielacza zabezpiecza przed koronawirusem – żeby wymienić tylko kilka. Niezwykle interesujący jest także koncept mówiący, iż Trump tylko udawał, że Rosja wmieszała się z amerykańskie wybory, aby mieć pretekst do zatrudnienia specjalnego prokuratora Roberta Muellera, który tak naprawdę wcale nie badał konszachtów Trumpa z Rosją, tylko śledził spiskujących przeciw Ameryce demokratów.

Jeśli coś wyróżnia przesłanie QAnona wśród innych teorii spiskowych, których w USA są miliony (ludzie nigdy nie wylądowali na Księżycu, Ziemia jest płaska, Elvis żyje), to jest to specyficzny pytyjski język jego objawień, zawierający raczej insynuacje niż stwierdzenia, a także swoboda, z jaką Q podważa swoje wcześniejsze twierdzenia, wyjaśniając, że były celową dezinformacją, która „jest niezbędna”. Zaskakująco przyczynia się to do wzrostu jego popularności, co pisarz Walter Kim tłumaczy inteligentnie: „Odbiorcy narracji internetowych nie chcą czytać, chcą pisać; nie chcą dostawać odpowiedzi, chcą ich szukać”.

 

Enigmatyczne, złożone z pytań i równoważników zdań wpisy Q, nazywane są przez jego wyznawców „okruchami”. Z „okruchów” należy „upiec chleb”, czyli przetłumaczyć wieloznaczne aluzje na język przekazu zrozumiały dla przeciętnego amerykańskiego prawaka. Wyniki czasem zatykają dech w piersiach, ale rosnąca popularność koncepcji QAnon wskazuje, że w tym szaleństwie jest metoda.

Zanim Trump oficjalnie pochwalił QAnon na konferencji prasowej – 185 razy (jak obliczyła śledzącą dezinformację organizacja Media Matters) cytował lub retwittował podawane przez niego informacje czy też raczej insynuacje. A że przykład idzie z góry, to co najmniej 20 kandydatów w grudniowych wyborach do Kongresu (19 republikanów i jeden niezależny) w taki czy innym sposób przymila się do ruchu QAnon bądź się z nim utożsamia. Co najmniej dwójka z nich ma realne szanse na wybór: Lauren Boebert, właścicielka baru w Kolorado i zapalona aktywistka na rzecz prawa do broni, która wyznała, iż ma nadzieję, że słowa Q są prawdziwe, „ponieważ oznacza to, że Ameryka staje się silniejsza i lepsza”, i Marjorie Taylor Greene, właścicielka firmy budowlanej w Georgii, która w filmie z 2017 r. nazwała Q patriotą, który jest „po tej samej stronie, co my” i „bardzo popiera Trumpa”. Republikański kandydat do Senatu Jo Rae Perkins z Oregonu ogłosił na YouTube: „Jestem z Q” – choć potem filmik usunął. Stanowy zarząd Partii Republikańskiej w Teksasie poszedł krok dalej – i wybrał sobie na hasło tegorocznej kampanii wezwanie nawiązujące wprost do QAnonowych objawień: „My jesteśmy burzą”; umieszcza je na plakatach, kubkach i koszulkach, a zwolennikom pragnącym otrzymywać powiadomienia kampanijne telefonem zaleca wysłać SMS-a o treści „STORM2020”.

 

W maju zeszłego roku FBI uznało QAnon za potencjalne źródło terroryzmu. I trudno uznać, że się pospieszyło, zważywszy, że w marcu niejaki Anthony Comello zastrzelił Franka Cali, szefa rodziny Gambino, w głębokim przekonaniu, iż jest on członkiem rządu światowego i jego likwidacja jest zgodna z życzeniami prezydenta Trumpa; po aresztowaniu Comello konspiracyjnie pokazał do kamer symbol „Q” narysowany na wnętrzu dłoni. Rok wcześniej Matthew Phillip Wright, uzbrojony w karabin i pistolet, zablokował Tamę Hoovera za pomocą pancernej furgonetki i ogłosił, że ma misję od QAnona: zażądał ujawnienia „pełnego raportu” z działań FBI w sprawie maili Hillary Clinton, bo zdaniem QAnona ujawniona wersja raportu została ocenzurowana. W kwietniu 2020 r. niejaka Jessica Prim została aresztowana, po tym jak ogłosiła na Facebooku, że Joe Biden musi być zlikwidowany „w imię Babilonu” (odniesienia biblijne są bardzo popularne wśród członków kultu QAnon). Uzbrojona w rozliczne noże Jessica usiłowała dostać się na zacumowany w Nowym Jorku okręt szpitalny „Comfort”, który jest według QAnon jednym ze środków transportu porwanych dzieci. Podczas aresztowania ze łzami w oczach pytała policję: „Czy słyszeliście o dzieciach?”.

Odbywająca się w tym tygodniu konwencja Partii Republikańskiej zaprezentowała wizję świata całkowicie zgodną z apokaliptycznymi koncepcjami QAnon: Donald Trump musi uratować Amerykę przed Joe Bidenem, który jest radykalnym socjalistą, będzie chronił mafię, wspierał nielegalną imigrację, podnosił podatki i niszczył gospodarkę. Mówcy nie dodali, iż zjada dzieci, ale rozumie się to samo przez się.