Pandemia dobrodziejka – NIE

Przestępczość w Polsce spadła o 12 proc. Nie dzięki Kamińskiemu czy Kaczyńskiemu, ale za sprawą koronawirusa.

Wszyscy płaczą nad artystami, hotelarzami, właścicielami knajp, galerii handlowych czy stoków narciarskich. Dla nich jednak rząd wymyśla dopłaty, zwolnienia z ubezpieczeń i podatków. Tymczasem w kraju są dziesiątki tysięcy osób jeszcze bardziej poszkodowanych koronawirusem. Im nie pomoże nikt, rząd nie ochroni ich żadną tarczą.

 

Doliniarze

Bez roboty zostali kieszonkowcy. Ich naturalnym środowiskiem są zatłoczone tramwaje i autobusy, sklepy z kłębiącym się tłumem ludzi czy imprezy plenerowe, gdzie zamiast trzymać się za portfel, ludzie gapią się na kogoś na scenie.

W komunikacji panują masowej pustki i ograniczenia liczby pasażerów. Na dodatek każdy gapi się na każdego, bacząc, czy ma prawidłowo założoną maseczkę. Do szkół i na uczelnie nie jeżdżą uczniowie, studenci, do biur nikt ze zdalnie pracujących pracowników. Zrobienie w takich warunkach sztucznego tłoku i skrojenie zawartości torebki jest prawie niemożliwe.

Oficjalne statystyki policyjne kieszonkowców osobno nie ujmują. Jednak krótka sonda na komisariatach pokazuje, że doniesień o kradzieżach kieszonkowych jest co najmniej 6 razy mniej niż rok temu.

 

Dilerzy

Nieco mniej przerąbane mają sprzedawcy narkotyków. W statystykach policyjnych, wykazujących spadek w tej dziedzinie przestępczości widać tylko o 10 proc. mniejsze wartości niż rok temu. Ale za to wykrywalność skoczyła psiarni pod sufit. Wyjaśnienie jest proste. Szkoły są zamknięte, kluby i dyskoteki też. Z powodu pustek na ulicach sprzedawcy towaru nie mogą niezauważeni stać tam, gdzie stoją zwykle. Działają więc za pomocą komórki i internetu. Policja o tym wie, wytypowane grono ma więc w nieustannym uważaniu.

Dla producentów i importerów dragów to jednak problem marginalny. Bardziej martwi ich to, że obroty branży siadły w ciągu roku 5-krotnie. 80 proc. towaru szło w szkołach, klubach, na koncertach, a nade wszystko na setkach letnich festiwali. Pandemia i władza to wszystko zlikwidowały. Zostali tylko stali i stacjonarni klienci, najchętniej zamawiający dostawę w sieci.

Za brakiem popytu na prochy poszła ich podaż. Obostrzenia lotnicze czy wręcz likwidacja wielu połączeń skasowały łańcuchy dostaw np. kokainy.

 

Całość na łamach