Geniusz ekonomiczny PiS, czyli jak splajtować na handlu bronią.
W zeszłym roku polski sektor produkujący zabawki wojenne sprzedał jeden czołg T-55 Merida i 2 czołgi Leopard 1A5. Sprzedał – uwaga! – Stanom Zjednoczonym. Jak twierdzą spece, zapewne w celach kolekcjonerskich.
Sprzedaliśmy też jeden bojowy wóz opancerzony MTLB. Kupili go Bułgarzy. Niemcy łyknęli inny opancerzony pojazd o kryptonimie BAZ5939. Ukraińcy bojowe wozy MTLB/MTLB-U brali hurtem – sprzedaliśmy 9 sztuk.
W kategorii „Wielkokalibrowe systemy artyleryjskie” poszło polskiej zbrojeniówce lepiej. Bułgarzy kupili 39 niesprecyzowanych zestawów. Niemcy jeden – o nazwie D44 85 mm. Rekordzistami w nabyciu naszych strzeladełek okazali się Irakijczycy. Nabyli 124 sztuki wyrafinowanego technologiczne produktu – moździerz 80/120 mm.
Samolotu bojowego nie sprzedaliśmy żadnego. Ani okrętu wojennego. Ale za to śmigłowce szturmowe S-70i poszły w liczbie 9 sztuk: 6 do Chile, 3 do USA. Jasne, że nie dla US Army, ale w celu zakonspirowanego reeksportu.
Pistoletu maszynowego nie wyeksportowaliśmy żadnego. Karabinu szturmowego też nie. Kategorię eksportową „Lekkie karabiny maszynowe” reprezentuje jedna sztuka sprzedana do USA. Ciężkie karabiny maszynowe poszły do Stanów i Niemiec – po jednym.
Gdyby komuś się wydawało, że cały ten eksport jest zasługą polskiego państwowego przemysłu zbrojeniowego, czyli Polskiej Grupy Zbrojeniowej, to mu się będzie źle wydawało. Śmigłowce i broń zostały wyprodukowane w większości w sektorze prywatnym: polskim i zagranicznym (śmigłowce).
Statystyki polskiego eksportu broni i uzbrojenia nie rozróżniają wytwórców. W statystykach liczy się miejsce powstania towaru. To, czy go zrobiły Łucznik, Huta Stalowa Wola, Lockheed Martin czy takie giganty zbrojeniowe jak Pagacz i synowie sp. z o.o. lub Wytwórnia Broni Jacek Popiński, nie jest dla zestawienia istotne.
Dzięki temu wiemy, że w 2015 r. za granicę poszła od nas broń i jej elementy za 421 mln euro. Po pierwszym roku rządów PiS-u eksport zleciał na 382 mln, by potem się odbić i osiągnąć w zeszłym roku wartość 487 mln euro, czyli jakieś 2 mld zł.
Żeby wiedzieć, co znaczy ta liczba, nie ma sensu przytaczać setek miliardów dolarów, które na broni zarabiają USA czy Rosja. Do porównania wystarczą nam Czechy z 3 mld zł eksportu lub Bułgaria z 5,16 mld zł. Eksport militarny Białorusi wynosi 4,8 mld zł.
Nietrudno zauważyć, że opowieści o potędze polskiej zbrojeniówki to bzdury.
Samej broni strzeleckiej Czesi eksportują za 550 mln zł. W Bułgarii 30 tysięcy pracowników firm zbrojeniowych wytwarza i sprzedaje 250 proc. tego, co my. Głównie amunicję, granaty i pociski rakietowe, które łykają Algieria, Arabia Saudyjska, Indie, Irak i Stany Zjednoczone.
Białoruskie uzbrojenie kupuje 69 państw. W tym nowoczesny system rakietowy o nazwie „Polonez”.
Polscy główni partnerzy zbrojeniowi to USA – sprzedaliśmy tam za 175 mln euro; Chile za ponad 90 mln euro i Francja za blisko 30 mln euro.
Jak widać, to inni produkują i sprzedają. My zaś mamy Polską Grupę Zbrojeniową chwalącą się, że jest prawie największym holdingiem zbrojeniowym w Europie Wschodniej. I zatrudniającą speców od tworzenia laurek: „Skupiamy ponad 60 firm, dzięki czemu jesteśmy w stanie przedstawić naszym klientom kompleksową ofertę niezawodnych produktów i usług. Nieustannie rozwijamy zasoby i kompetencje, szybko reagując na zmiany zachodzące w świecie, tak aby spełniać różnorakie wymagania kontrahentów w kraju oraz za granicą”. Albowiem „jesteśmy wiodącym producentem sprzętu dla nowoczesnych armii”.
Te 60 firm powstało głównie w czasach PiS. Macierewicz wciągał do PGZ wszystko, co się dało jakoś podciągnąć pod wojsko, np. robiący autobusy Autosan czy Stomil Poznań, którego jedyna wojskowa produkcja to koła do migów czy „masywy gumowe do kół nośnych”. Dzięki temu narodowy holding ma teraz ok. 4,5 mld zł rocznych obrotów i ponad 17 500 zatrudnionych w spółkach grupy pracowników.
Całość na łamach