Rozbieranie Jezuska – NIE

Za nami jeszcze jedna rozprawa w trwającej od niemal ośmiu lat epopei sądowej o obrazę obrazkiem.

 

Chodzi o proces Zdziwionego Jezusa przeciwko Jerzemu Urbanowi w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa. Ponieważ filmowała ją kamera TVP Info, to zrobił się z tego teleturniej.

Prowadzącą, czyli zadającą pytania, była pani sędzia Katarzyna Balcerzak-Danilewicz. Odpowiadali czterej biegli: profesorowie Kazimierz Banek, religioznawca i socjolog, Rafał Smoczyński, oraz dr Sławomir Cebula, religioznawca, a także historyk sztuki mgr Sławomir Chmielewski.

 

Prowadząca zadała pierwsze pytanie, zdawać by się mogło wymagające odpowiedzi tak lub nie: Czy istnieje jedna powszechnie przyjęta definicja terminu „gorliwy katolik”?

Prof. Smoczyński: W naukach społecznych nie istnieje powszechna obiektywna definicja jakiegoś zachowania społecznego. Jednak można przyjąć, że gorliwy katolik to ktoś bardziej niż osoba chodząca co tydzień do kościoła, modląca się raz dziennie i wyznająca zasady wiary. Można też przyjąć, że „gorliwy katolik” to ta osoba, która przyjmuje regularnie komunię. Takich osób jest trochę ponad 17 procent.

Dr Cebula: Naukowego pojęcia „gorliwy katolik” nie ma. Jest katolik, czyli osoba, która przyjęła chrzest i wyznaje zasady wiary.

Prof. Banek: Nie sądzę, aby istniała jedna powszechnie przyjęta i zobiektywizowana definicja tego terminu.

Mgr Chmielewski: Pytanie nie dotyczy mojej dziedziny.

 

Pytanie kolejne wymagało rozwinięcia odpowiedzi: Jaki jest zespół cech charakteryzujących „gorliwego katolika”?

Prof. Smoczyński: Hipotetycznie można przyjąć, że to człowiek realizujący praktyki religijne i (choć to może być w zmierzeniu problematyczne) stosujący się do prawd wiary.

Dr Cebula: Nauka definiuje wyłącznie pojęcie „katolika”.

Prof. Banek: Gorliwy katolik nie tylko chodzi do kościoła, modli się i idzie do wielkanocnej spowiedzi, ale w swoim środowisku angażuje się w działalność religijną o szerszym charakterze.

Mgr Chmielewski: Pytanie nie dotyczy mojej dziedziny.

 

Pytanie podchwytliwe: Czy ze względu na profil czytelników „NIE” można uznać, że inkryminowany rysunek uchybia ich zdaniem czci religijnej?

Prof. Smoczyński: Bez badań zagadnienia nie podejmuję się odpowiedzi.

Dr Cebula: Nie posiadam danych dotyczących nabywców tygodnika „NIE”.

Prof. Banek: Nie jestem prasoznawcą, więc nie wiem, kim jest czytelnik „NIE”. Natomiast sformułowanie „obraza uczuć religijnych” nie jest terminem z żadnej nauki, lecz zostało wymyślone wyłącznie w terminologii prawniczej jako opis czegoś, co obiektywnie opisać się nie da. Kwestię czci religijnej wydana przez KUL „Encyklopedia katolicka” sprowadza do dwóch przedmiotów kultu, czyli czci – Boga i Chrystusa. Adoracja nie przysługuje wprost Maryi, aniołom i świętym. Sercu też nie.

Mgr Chmielewski: Pytanie nie dotyczy mojej dziedziny.

 

I jeszcze bardziej podchwytliwie: Czy satyryczny charakter „NIE” może u przeciętnego odbiorcy zmienić optykę postrzegania „obrazy uczuć religijnych”?

Prof. Smoczyński: Satyra „NIE” jest tylko jednym z wielu jego elementów tożsamości. Dla jednych jest satyryczny, dla innych polityczny, a dla kolejnych kontrkulturowy. Dla obrażonych zapewne ma charakter antyklerykalny. Jestem w stanie zatem zrozumieć, że dla tych, którzy złożyli wniosek do prokuratury, nie było to niewinne wydarzenie satyryczne, ale atak na symbol, który stanowi dla nich o tożsamości ideowej.

Dr Cebula: Nie można mówić o łamaniu prawa, usprawiedliwiając to charakterem pisma. Nieważne jest, dla jakiego odbiorcy przeznaczona jest gazeta. Liczy się fakt umieszczenia czegoś w obiegu publicznym.

 

Całość na łamach