Urban uniewinniony! – NIE

8 lat procesu o satyryczny rysunek w gazecie.

W 2020 r., w Polsce sąd uznał, że rysunek zdziwionego Jezusa nie obraża uczuć religijnych. Jerzy Urban jest więc niewinny.

W sierpniu 2012 r., na naszej okładce ukazał się obrazek przedstawiający Jezusa wpisanego w drogowy znak zakazu. Twarz Jezusa wyrażała zdziwienie, co było skutkiem tego, iż obrazek był ilustracją publikacji „Bóg umiera ze starości” mówiącej, że zmniejsza się liczba osób wierzących w Boga. Jezus miał zatem prawo się temu dziwić.

 

Urban winny

W tych odległych czasach Polską rządziła koalicja PO-PSL, a premierem był Donald Tusk. Nikt nie kwestionował, że RP jest oazą demokracji, a prawa człowieka i obywatela są chronione jak nigdzie indziej na świecie. W tej Polsce 6 osób poczuło, iż wyraz twarzy z okładki „NIE” nie godzi się Synowi Bożemu. Poczucie to zaowocowało spontanicznym złożeniem do prokuratury sześciu jednobrzmiących zawiadomień o urażeniu uczuć religijnych.

Opinie w nich zawarte, podzielił prokurator Paweł Szpringer w akcie oskarżenia z 2 lipca 2013. Z prokuratorem zgodziła się sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa Agata Pomianowska i bez udziału stron w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej uznała Urbana winnym, wydając wyrok nakazowy skazujący go na 1000 zł grzywny i zwrot kosztów postępowania. Wyrok nie zawierał żadnego uzasadnienia, bo – według prawa – nie musiał.

 

Urban winniejszy

Urban do obrażenia uczuć się nie poczuł i złożył odwołanie. W maju 2014 r. ruszył w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa prawdziwy proces, w którym sędziował Rafał Stępak. Przez ponad 4 lata sędzia przysłuchiwał się zeznaniom redaktorów „NIE”, biegłych oraz pokrzywdzonych.

Redaktorzy opowiadali o pracy redakcyjnej, biegli dzielili się swoimi konstatacjami, zaś pokrzywdzeni mówili, jak otrzymali gotowe do druku i podpisania zawiadomienie do prokuratury drogą internetową. A stał za tym zapewne Duch Święty, bo żadna ze skarżących osób nie kojarzyła, kto przysłał jej gotowca donosu i to wraz ze skanem okładki ze zdziwionym Jezusem.

Na końcu sędzia Stępak wysłuchał prokuratora żądającego dla Urbana 40 tys. zł grzywny oraz obrońcy wnioskującego o uniewinnienie. Przez lata procesu zdążyły się zmienić władza, a także sposoby prowadzenia procesów.

10 października 2018 r. sędzia Stępak rzekł: „Uznaję Jerzego Urbana za winnego zarzucanego mu czynu”. Po czym wymierzył karę 120 tys. zł grzywny oraz obciążył kwotą 27 072 zł i 11 groszy kosztów sądowych. Trzykrotnie większa niż chciał prokurator. Kara i tak nie była najgorsza. Sędzia Stępak mógł skazać Urbana na najwyższy przewidziany w art.196 kk dopust, czyli na 2 lata odsiadki.

Sędzia uzasadnił werdykt. Powiedział, że „obdarzył wiarą” zeznania osób pokrzywdzonych, nie „obdarzył wiarą” natomiast zeznań Urbana. Sędzia uznał też, że oskarżony w „szyderczy sposób” wypowiadał się o Sercu dowodząc, że miał je za znak rozpoznawczy Jezusa, czyli swoiste logo, bez którego trudno byłoby poznać, że zdziwiony Jezus to Jezus. I zdaniem sędziego nie można uznać, że osoba o doświadczeniu życiowym Urbana nie wie, czym jest Najświętsze Serce Pana Jezusa. A skoro musi wiedzieć, a mówi co innego, to kłamie.

Sędzia Stępak ocenił również, że mówiący o obrazie uczuć religijnych art. 196 kk jest „wyrazem tolerancji światopoglądowej państwa” i „chroni konstytucyjną wolność sumienia i wyznania w zakresie przekonań”. Sędzia zdefiniował też przedmiot czci religijnej. Jest nim „przedmiot, który przez daną wspólnotę religijną jest uznawany za przedmiot kultu, czyli godny najwyższego szacunku i uwielbienia”. Skoro tak, to zdziwiony Jezus obraża przedmiot kultu i dlatego „występek, którego dopuścił się oskarżony, jest występkiem umyślnym”. Bo „godził się z tym, że publikacja może się wiązać z urażeniem uczuć religijnych”. A na dodatek „oskarżony nie wyraził skruchy za swoje zachowanie, co zdaniem sądu jest okolicznością obciążającą”. Poza tym „stopień społecznej szkodliwości czynu oskarżonego był znaczny”.

 

Urban źle osądzony

Urbanowi nie zostało nic innego jak apelować do instancji wyższej. Tu poszło szybciej i już 12 marca 2019 r. naczelny redaktor „NIE” usłyszał z ust sędziego Mariusza Jackowskiego, że „w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej Sąd Okręgowy w Warszawie orzeka zaskarżony wyrok uchylić i przekazać go do ponownego rozpatrzenia do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa”.

Sędzia Jackowski stwierdził, że „w postępowaniu przez sądem pierwszej instancji doszło do uchybień przepisów postępowania, które mogły mieć wpływ na treść zaskarżonego orzeczenia”. Jako przykład podaje choćby to, że sędzia Stępak „nie zgadza się z konstatacjami biegłego, wyrażając własny, odmienny pogląd, takiego procedowania nie sposób jest akceptować”. Dlatego proces powinien się odbyć jeszcze raz. A kolejny sędzia będzie miał zadanie „wezwania ponownie tych samych biegłych, wyjaśnienia zaistniałych rozbieżności, wątpliwości, wydania kompletnej ekspertyzy, w razie konieczności powołania nowych biegłych”. Sędzia Jackowski kazał też kolejnemu sędziemu „zebrane dowody poddać swobodnej ocenie z uwzględnieniem zasad logicznego rozumowania, wskazań wiedzy i doświadczenia życiowego”.

 

Urban niewinny

Mimo kilkumiesięcznej przerwy z powodu koronawirusa 8 października 2020 r., sędzia Katarzyna Balcerzak-Danielewicz mogła wygłosić, że „w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa oskarżonego Jerzego Urbana uniewinnia od zarzucanego mu czynu”. Spowodowanymi przez prokuraturę kosztami obarcza skarb państwa.

Zanim jednak ta formułka padła, musiał się odbyć tradycyjny pojedynek pani prokurator z obrońcami oskarżonego. Pani prokurator streszczała się. Podtrzymała akt oskarżenia i zażądała dla Urbana grzywny w wysokości 60 tys. zł.

Przez godzinę obrońcy Urbana udowadniali nie tyle niewinność Urbana, co idiotyzm procesu i paragrafu, z którego się odbywa. W powietrzu fruwały wartości konstytucyjne i prawa obywatelskie. I nawet prawo do wolności słowa, swobody artystycznej oraz satyry. Pojawiła się oczywiście kluczowa sprawa, czyli to, że art. 196 to stek sformułowań, które nic nie znaczą. Paragraf, z którego prokuratorzy ścigają ludzi za obrazę uczuć religijnych, jest bowiem bardziej rozciągliwy niż najleastyczniejsza gumka do majtek. Po nader sensownym zakwestionowaniu porządku prawnego obrońcy przeszli w końcu do miażdżenia dowodów oskarżenia, co nie było trudne, bo oprócz oświadczeń sześciu osób, że zdziwiony Jezus uraził ich uczucia, żadnych dowodów nie było.

Gdyby obrazek w „NIE” był świętokradczo-bluźnierczy, to powinien wywołać powszechne wzburzenie. Skoro nie wywołał, to pewnie dlatego, że nie raził żadnych uczuć.

Były i cytaty z Biblii pokazujące, że Jezus bywał zdziwiony, były wydruki różnych obrazów Jezusów pokazujących, że Zdziwiony przy nich jest jego apologetyką.

Godzinę dała sobie pani sędzia na namysł. Wyrok ogłaszała pod nieobecność pani prokurator, którą wezwały ważniejsze obowiązki. Dlatego nie miał kto wypowiedzieć skierowanej do dziennikarzy formułki, że decyzję o apelacji prokuratura podejmie po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.

Tymczasem ustne uzasadnienie sędzi Balcerzak-Danilewicz było tyle ciekawe, ile pouczające. Sędzia zderzyła bowiem konstytucyjną wolność sumienia i wyznania z równie konstytucyjną zasadą wolności słowa i wypowiedzi. Dochodząc do wniosku, że artystyczne przedstawienia od zawsze kogoś urażały. Żeby z tego powodu karać, należałoby udowodnić, że praca spełnia warunki wyrażania pogardy dla obrażanej grupy. Zaś zdziwiony Jezus nie spełniał nawet warunku znieważenia samej postaci Jezusa. Do takich wniosków sąd doszedł po zapoznaniu się z rozbieżnymi ekspertyzami biegłych. Bo choć prawie wszystkie trzymały się kupy, to wzajemnie sobie przeczyły. Ale właśnie od tego jest sędzia, żeby kierując się logiką, prawem i doświadczeniem życiowym, takie supły rozwikływać. Sędzia więc rozwikłała. I wyszło jej, że w zdziwieniu Jezusa nie ma nic dziwnego ani tym bardziej pogardliwego czy szydzącego. Przedstawienie zaś kogoś jako dziwiącemu się czemuś nie może być uznane za obraźliwe.

Ponieważ mamy czasy takie, jakie mamy, nie mogło się w spiczu pani sędzi obyć bez przewiezienia się po Ubranie jako „kontrowersyjnym dziennikarzu”. Sędzia Balcerzak-Danilewicz słusznie skądinąd uznała, że oskarżona w procesie nie jest postawa i działalność naczelnego „NIE”, ale uniewinniony przez nią obrazek zdziwionego Jezusa. Wygłosiła formułkę o tym, że wyrok jest nieprawomocny i co można z tym fantem zrobić, gdy strony będą chciały.

Oskarżyciel posiłkowy Maciej Danko sam odwoływać się od wyroku nie zamierza. O tym, co zrobi prokuratura, dowiemy się już za kilka tygodni.