Wiosna w ogniu – NIE

Posłankę lewicy terroryzuje podpalacz. Ale pożar ma podłoże polityczne tylko wówczas, gdy jego ofiarą jest pisowiec.

 

W mieszkaniu posłanki Małgorzaty Prokop–Paczkowskiej z Wiosny (teraz Nowa Lewica) wybuchły 2 pożary. Jeden na pewno był rezultatem podpalenia, drugi prawdopodobnie. Gdyby w ogniu stawał kwadrat Beaty Kempy, do roboty zabrałaby się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego do spółki z Centralnym Biurem Śledczym Policji, Mariusz Kamiński ze Zbigniewem Ziobrą stawaliby na głowie, aby przymknąć sprawcę i mocodawców, zaś telewizja publiczna urządziłaby przedstawienie pt. „Mowa nienawiści opozycji totalnej zbiera żniwo”.

Prokop-Paczkowska nie jest posłanką partii rządzącej, podpalacza ściga więc skromny komisariat policji, a telewizja publiczna milczy jak grób.

Małgorzata Prokop-Paczkowska od 1997 r. mieszka na piętrze poniemieckiej willi przy Wyspiańskiego w Szczecinie. Parter zajmowała Leokadia M., ale 5 lat temu zmarła i Gizela, córka nieboszczki, postanowiła sprzedać nieruchomość. W zeszłym roku nabywcą został 35-letni Dariusz X. (imię i inicjał nazwiska zmienione). Z dokumentów wynika, że zapłacił 580 tys. zł, jak na Szczecin kwotę niemałą, ale ulica Wyspiańskiego to reprezentacyjny, czyli drogi kawałek miasta.

Nowy właściciel parteru przedstawił się Prokop-Paczkowskiej, wtedy jeszcze działaczce Wiosny, jako majętny biznesmen („mam 250 milionów na giełdzie”) i człowiek wysokiej kultury („dzieci posyłam do prywatnych szkół”). Stwierdził także, że willa bardzo mu się podoba i chciałby mieć całą dla siebie. Zaproponował, iż kupi część należącą do Prokop-Paczkowskiej. Prokop-Paczkowska odmówiła. Jesienią została posłanką, co związane jest z częstymi wyprawami do Warszawy. Szczecińskie mieszkanie często pozostawało bez nadzoru. Dariusz X. nie wprowadził się do poniemieckiej willi ani nawet się tam nie zameldował. Utrzymywał, że najpierw wynajmie firmę, która wykona stosowne prace remontowe, ale okazało się, że zamiast firmy za remont zabrał się Hiacynt X. (imię i inicjał nazwiska zmienione), 23-letni brat Dariusza. Prokop-Paczkowska była nieco zdziwiona, bo ktoś z 250 milionami na koncie raczej nie wynajmuje brata, ale bogacze bywają przecież ekstrawaganccy.

 

Gdy 4 grudnia o pierwszej w nocy dryndnęła komórka Prokop-Paczkowska była w Warszawie. Dzwonił Dariusz X., informując, że właśnie dostał cynk, iż willa się pali i chętnie by się zajął ratowaniem dobytku i w ogóle organizowaniem pomocy, ale nie może, gdyż przebywa w Hiszpanii. Willa rzeczywiście płonęła. Ucierpiał głównie parter, ale strażacy wyważyli drzwi do mieszkania posłanki, obawiając się, że mogą tam przebywać ludzie. Obecności ludzi nie stwierdzono.

Biegły stwierdził za to, że przyczyną pożaru była wpięta do gniazdka opalarka elektryczna, urządzenie stosowane do prac remontowych i dekoracyjnych. Policja wszczęła dochodzenie, ale bez większych efektów.

Dariusz X. nie kwapił się z usuwaniem skutków pożaru; pył i swąd spalenizny rozpanoszył się w całym budynku, mieszkania posłanki nie wyłączając.

30 grudnia Prokop-Paczkowska znowu jest w Warszawie. Wybucha drugi pożar. Tym razem znacznie większych rozmiarów, w płomieniach staje dach i należąca do niej część willi. Biegły nie ma wątpliwości: to było podpalenie za pomocą szmat nasączonych łatwopalną substancją, zarzewie ognia znajdowało się pod drzwiami mieszkania posłanki. Mimo tych odkryć policja prawdopodobnie zrobiłaby to samo, co przy pierwszym pożarze, czyli wykonała kilka czynności w ramach programu obowiązkowego, biernie czekając na ciąg dalszy i zabawa w 2 ognie trwałaby w najlepsze. Śledztwo nabrało jednak przymusowego pędu, bo w zamku drzwi wejściowych do willi znaleziono klucze z charakterystyczną pomarańczową smyczą i przywieszką zawierającą wykaligrafowane nazwisko poprzedniej właścicielki parteru. Gizela M. zeznała, że rozpoznaje zarówno klucze, jak i smycz, dodając, iż przekazała je Dariuszowi X.

 

Całość na łamach