Zachód nie zachodzi – NIE

Pęcznieje spór o najcenniejszy surowiec XXI w. – dane użytkowników sieci.

Czy pyskówka o małą aktualizację w telefonach, która już dziś jest jednym z poważniejszych konfliktów w świecie technologii, zwiastuje nam, z jaką zapalczywością mogą się korporacje żreć o wiedzę o naszych zachowaniach? Ile miliardów dolarów jesteśmy warci? Co dla tych miliardów Apple z Facebookiem są w stanie zrobić?

 

Prawdziwa twarz sieci

W czerwcu 2020 r. korporacja Apple ogłosiła nową politykę ograniczania skuteczności personalizowanych reklam, o co wybuchła afera. Wraz z aktualizacjami w zeszłym roku Apple wprowadziła możliwość, aby jego klienci decydowali, czy instalując i korzystając z aplikacji na telefonie, może ta aplikacja wiedzieć, gdzie jesteśmy dokładnie i na podstawie tego wyświetlać nam reklamy od lokalnych firm. Na ten rok zapowiedziano jeszcze drastyczniejsze kroki w zmianach zarządzaniem prywatnością w urządzeniach firmy, bo dane te nie ograniczają się jedynie do lokalizacji.

Każdy, kto miał styczność z internetem dłużej niż pół dnia, wie, że wyszukując w przeglądarce 6-metrowego dildosa z 40-stopniową regulacją wibracji, po otworzeniu dowolnego portalu internetowego wyskoczy na ekranie reklama właśnie 6-metrowego dildosa z 40-stopniową regulacją wibracji w atrakcyjnej cenie w sklepie tuż za rogiem. To efekt zbierania i przetwarzania danych z aplikacji. Algorytmy analizujące zachowania użytkowników są jednak jeszcze inteligentniejsze i często na podstawie analizy naszych zachowań są w stanie zaproponować nam ubranka dla dzieci po dobrym jebaniu, podpaski i tampony w odpowiednim dniu czy tabletki na sranie po wyszukaniu przepisu na burrito. Słowem: w zbieraniu danych i przetwarzaniu danych chodzi o to, aby reklamy pokazywać potencjalnym klientom jak najefektywniej, dokładnie wtedy, gdy będą skłonni skorzystać z oferty. Dość zauważalnym minusem jest fakt, że właściciele firm produkujących nasz sprzęt, oprogramowanie do niego i aplikacje, które sobie zainstalowaliśmy, wiedzą, że jesteśmy w domu trzeci dzień z rzędu, bo mamy atak biegunki po świętach na Podlasiu i zjedzeniu potrawki z dzikiej świni i kutii.

 

Za słodkie jabłuszko

Po takim opisaniu sprawy druga strona – Apple – wygląda jak ostatnia cnotliwa panna na wydaniu we wsi zwanej światem technologicznych korporacji. Chce przecież śledzenie ograniczyć. Otóż nic bardziej mylnego: kurwi się ona, aż trzeszczy, choć z wyrachowaniem, bo ją na to stać. To

największa i najdroższa firma technologiczna, a zarazem najdroższa korporacja USA, warta w tym roku 2 bln dolarów. To jest dwójka i dwanaście zer,

ponad 100 tys. razy tyle, ile Sasin przepierdolił na wybory, które się nie odbyły, albo tyle rocznych dotacji na media publiczne przekazanych z budżetu państwa, że TVP mogłaby nadawać od czasów, gdy pierwsi Babilończycy zaczęli używać mydła ponad 4 tys. lat temu. A dla uzmysłowienia tempa przyrostu warto dodać, że jeszcze w 2018 r. Apple warta była połowę tej kwoty. Trudno więc uwierzyć, że celem firmy, która sprzedaje nam telefony, tablety i komputery, na pewno jest ochrona naszej prywatności. Tak wielka korporacja posiadająca tak wielką bazę urządzeń zbierających dane do reklam spersonalizowanych ma interes i jest w stanie pozwolić sobie zablokować przekazywanie danych innym firmom, aby blokować i dorżnąć konkurencję nawet kosztem własnych strat. Jedną z największych zmian, jakie ostatnio zaszły, jest możliwość wyłączenia przekazywania aplikacjom z telefonu dokładnej lokalizacji, co w praktyce działa tak, że przy pytaniu o udostępnienie tej informacji można zezwolić na pokazanie dokładnego adresu co do ulicy lub wskazanie jedynie tego, w jakiej miejscowości użytkownik się znajduje. Z takimi zmianami, jeśli większość użytkowników nie wyrazi zgody na dokładne śledzenie, reklamy oparte na lokalizacji zaczną tracić znaczenie. A to dopiero początek, w tym roku Apple planuje wprowadzić do swoich urządzeń aktualizację pozwalającą użytkownikowi wyłączyć aplikacji możliwość śledzenia danych z innych programów. To właśnie ta funkcja, zdaniem Facebooka, jest jedną z tych najgorszych, ograniczając możliwość dotarcia reklam lokalnych firm do potencjalnych odbiorców.

 

Twoje i moje pieniądze

Pod koniec zeszłego roku w najpopularniejszych gazetach w USA pojawiły się reklamy na całą stronę, w których Facebook zapowiada, że stanie przeciwko Apple w ochronie małych biznesów. Przeciwstawiamy się Apple w imieniu małych przedsiębiorców, skądkolwiek są. Wielu spośród społeczności małych przedsiębiorców podziela obawy o wymuszone przez Apple aktualizacje oprogramowania, które ograniczy możliwości firm do prowadzenia kampanii reklam spersonalizowanych i efektywne zdobywanie klientów – pisano w płaczliwym tekście. Prezes Apple Tim Cook odpisał na Twitterze, że zmiany nie eliminują możliwości śledzenia, lecz jedynie wprowadzą możliwość decydowania, czy użytkownik zgadza się na takie praktyki. Co istotne, przy pierwszym uruchomieniu system zapyta użytkownika o decyzję, śledzenie nie będzie więc domyślnie włączone. W wojence zatem prowadzi Apple, robiąc z przeciwnika pazerną na dane łajzę, zasłaniającą się mitycznymi przedsiębiorcami.

Paniczny ruch Facebooka jednak nie jest bez przyczyny. W poprzednim kwartale firma zarobiła 21,5 mld dolarów, z czego 21,2 mld z reklam. Cały rynek big data, czyli m.in. informacji zbieranych przez telefony, przetwarzanych w celach dopasowania reklam, wart jest według szacunków Markets and Markets 138,9 mld dolarów. To mniej więcej tyle, ile wyniósł PKB Ukrainy w 2018 r. Do roku 2025 ma być to już niecałe 230 mld dolarów, niewiele mniej niż PKB Portugalii.

Zdarzenie to, pozornie błahe, jest też dobrym pretekstem do rozważenia, czy w najbliższej przyszłości nie czeka nas pierwsza realna wojna korporacji? Zjawisko, które wykroczy poza praktyki konkurencji, także tej nieuczciwej. Im droższym surowcem będą dane, tym większa będzie ambicja wprowadzania monopolu na rynku, a poniesione na wojnie straty zaczną schodzić na plan dalszy.