Być jak Andrzej D. i się nie porzygać.
Dzisiejsza technologia pozwala nam w sposób bezpieczny wcielić się w inne niż nasze uosobienie. Grając w „Word of Tanks” możemy przekonać się, jak to jest być dowódcą czołgu T-34 Januszem Gajosem. Microsoft dostarczył bardziej niż realistyczny „Airplane Flight Simulator 2019”, którym niczym muzułmanin z drewnianym nożem i Koranem w plecaku zaatakować możesz World Trade Center i przeżyć. Natomiast Kancelaria Prezydenta RP – co mało kto zauważył – wspomagała powstanie aplikacji wirtualnej rzeczywistości, dzięki której przywdziewając na głowę gogle VirtualReality (VR) poczuć się możemy jak Andrzej Duda we własnej osobie.
Aplikacja nie jest przesadnie zaawansowana. Dzięki inżynierii fotografii trójwymiarowej, nie wychodząc z domu, pozwala poruszać się po komnatach Pałacu Namiestnikowskiego w Warszawie w sposób równie rzeczywisty, jak robi to prezydent z kąta w kąt.
Nie mówcie, że nie interesuje was, jak to jest żyć w największym w Polsce lokalu mieszkalnym, mając na własny użytek ponad 2 tys. mkw. pokoi, korytarzy, sal balowych i balangowych, łazienek i sypialni. Wolną chatę, której wynajem na wolnym rynku kosztowałby 60 tys. zł miesięcznie.
Teraz dzięki prezydenckiej technologii możesz poczuć się przez chwilę jakbyś sam urzędował w tym największym w swoim rodzaju obiekcie w Polsce o wartości, według szacunków Kancelarii Prezydenta 225 mln 926 tys. 942 zł i 59 groszy, bo tyle zadeklarowano w celu ubezpieczenia Pałacu Prezydenckiego.
Andrzej Duda, jak sam o sobie mawia, nie jest abstynentem. To zresztą nie pozostawia wątpliwości, gdy słucha się go mówiącego na trzeźwo. Aby się więc do niego upodobnić oraz wejść w nieznane nam środowisko Pałacu Namiestnikowskiego na większym luzie, zmagania rozpoczęliśmy po kilku szklankach koniaku wymieszanego z coca-colą, na razie tanią, zanim niebawem rząd obłoży ją podatkiem cukrowym.
Gdy myśli zaczęły układać się bez ładu i składu, rzec można przestały zachowywać porządek przyczynowo-skutkowy, czyli osiągnęły stan, gdy wkłada się smartfona do mikrofalówki z plastrem sera, aby uzyskać zapiekankę, nałożyliśmy na łeb wirtualne gogle. Siedząc na fotelu, machając swobodnie nogami, ruszyliśmy przez główne wejście do Pałacu Namiestnikowskiego.
Symulacja rozpoczyna się w nocy tuż przed drzwiami, zatem odczuwaliśmy dokuczliwe poczucie winy podobne zapewne dręczącemu Dudę, gdy po popijawie z kolegami chwycić musi klamkę, instynktownie czując, że z drugiej strony stać może żona Agata, która nie dość że przechodzi menopauzę, to być może rozjuszona jest jak osa.
Znaleźliśmy się w pałacowej Sieni Wielkiej jako sam prezydent by się znalazł. O nieee! Nieśmiertelności by brakło, aby przemierzyć to pomieszczenie, idąc na wprost. Podłoga połyskuje niczym tafla lodu, co wywołuje uzasadnione podejrzenia, że może się załamać. Nawet po kilku głębszych potrafimy jednak radzić sobie w trudnych sytuacjach. Szacujemy, iż bezpieczniej będzie się przemieszczać, trzymając się ściany, najlepiej z twarzą zwróconą do niej. To umniejszy zawroty głowy.
Ręka za ręką, noga za nogą ściana sama nas prowadzi do Sali Chorągwianej (też na parterze), w której w przeciwieństwie do Sieni Wielkiej, coś się jednak znajduje, mianowicie drągi, a na nich chorągwie. Chorągwi jest 6 wraz ze sztandarem „Solidarności”. Posadzka równie śliska, że można wywinąć orła. Zatem także trzymamy się ścian, które zostały zbudowane obok pięciu krzeseł pozwalających na zasłużony odpoczynek po pokonaniu kilkuset dzielących je kilometrów.
Zaryzykowaliśmy spojrzenie w sufit. Błąd. Ten nie przypomina niczego, co można w naturze zaobserwować. Jeżeli Duda spojrzał tam choćby raz, wiedział, że na fleku robić tego nie należy, jeżeli nie chce się wymiotować.
Sufit nie przypomina niczego, co można w naturze zaobserwować.
Najtrudniejsze dopiero przed nami. Reprezentacyjna Klatka Schodowa, pokryta czerwonym chodnikiem ze złotymi inskrypcjami w kształtach generalskich wężyków oraz znaczkami jako żywo przypominającymi, że istnieje pismo jawajskie. Spojrzenie na tę przeszkodę uświadamia, że lepiej nam byłoby iść polować na tygrysy.
Oblizujemy wargi językiem, co ułatwia zrozumienie, że rozsądnym rozwiązaniem jest upaść na kolana i próbować sforsować przeszkodę na czworaka. Pomysł okazuje się taki sobie. Wyczuwamy pod opuszkami palców męską niczym włosy na klacie bosmana szorstkość czerwonego chodnika. Obrzydliwe to i frustrujące. Podobnie jak Duda, nie jesteśmy jeszcze aktywistami ruchu LGBT.
Pokonując pierwsze 14 stopni z prędkością 10 m/h, docieramy na półpiętro, gdzie należy nam się odpoczynek. Układamy się horyzontalnie twarzą… O Jezu!
Nad głową wiszą dwie tony szkła i elektryczności budzących grozę niczym wezwanie do zapłaty od Providenta. Przynajmniej 21 żarówek, bynajmniej nie energooszczędnych. Ciągnie to tyle prądu, ile elektrownia atomowa daje, co to ją Morawiecki buduje. Gdyby spadło – bozia wszechmogąca nie pomoże.
Pokonanie kolejnych dwudziestu stopni zawdzięczamy sile charakteru wspartej łomem racjonalnego myślenia, które podpowiadało, że łatwiej będzie się wznosić, mocniej zapierając lewą nogą. Teoria umysłu uprawomocnia przekonanie, że inni myślą tak jak my, zatem sam Duda na tym etapie nie zachowałby się inaczej. Robimy przerwę.
Za otwartymi drzwiami na pierwszym piętrze czeka nas Antyszambra. Cokolwiek to znaczy, brzmi intrygująco.
Jedynym meblem osobliwym a ciekawym jest tu pianino, będąc w naszym dyletanckim wyobrażeniu napędzane silnikiem od kosiarki, które gdybyśmy umieli uruchomić, chrząkałoby, bekało oraz ćwierkało niczym stado mew. Nie dotykaliśmy tego zwierza, podobnie jak prawdopodobnie nikt przed nami, bo pikowany stołek fortepianowy wygląda na zupełnie niepokalany pośladkami.
Nienadmiernie zaabsorbowani dotarliśmy do Sali Kolumnowej w kolorze pistacjowym, gdzie oprócz dywanu jest wielkie jak lotnisko nic.
Można by to przerobić na kurnik przemysłowy albo salę gimnastyczną. W każdym razie przemieszczanie się przez Salę Kolumnową jest jak podróż przez 4 strefy czasowe. Dochodząc do przeciwległego skraju, mieliśmy wrażenie, że żołądek jest jeszcze przy wejściu, a wątroba szykuje się już do wyjścia.
Brak planu sytuacyjnego spowodował, że niechcący znaleźliśmy się znów na klatce schodowej, którą tym razem w ekspresowym tempie dzięki sile bezwładności stoczyliśmy się w dół. Tam zderzyliśmy się z białymi drzwiami, za którymi znajduje się najświętsze miejsce Pałacu Prezydenckiego. Tu prezydent Duda rozmawia z Bogiem. Kaplica Pałacowa.
Kaplica wyposażona jest w 4 klęczniki. Można również posiedzieć na 43 krzesłach. Przed ołtarzem znajduje się wyryty w kamieniu napis, wielka tajemnica wiary, której mocy przeciętny człowiek pojąć nie zdoła: „ Benedykt XVI Papież modlił się w tej kaplicy 25 maja 2006 razem z Prezydentem RP Lechem Kaczyńskim”. Ojojoj!
Korzystając z okazji, podobnie jak robi to Duda, zadaliśmy Bogu kilka pytań, m.in.: – Czym się różni od sterty opon; Czy siłą woli można powstrzymać perystaltykę jelit; oraz czy samobójstwo rozrachunkowe zastępujące sąd ostateczny może go obrazić. Bóg potraktował nas jak powietrze.
Wobec ostentacyjnego braku atencji ze strony Najwyższego, pomyśleliśmy, że nic tu po nas, kierując na ku kolejnym drzwiom, za którymi znaleźliśmy się jak we śnie.
Pomieszczenie jest wesołe i smutne zarazem. Zabawne i dystyngowane. Współczesne i tradycyjne. Pełne skomplikowanej prostoty nobilitującej zaniżoną samoocenę. Granatowa niczym noc posadzka, takież ściany, a na nich transcendentne plamy immanencji. Trudno zrozumieć samego siebie przeżywającego takie przedziwne uczucia. Jest to wręcz niemożliwe bez wiedzy, że weszliśmy do Sali Jerzego Nowosielskiego, w której wiszą niektóre z najwybitniejszych obrazów mistrza, a przecież innych on nie malował.
Nowosielski oczywiście był geniuszem. Ci, co go znają, twierdzą, że był też tytanem pracy i alkoholikiem. Miał nadzwyczajną zdolność graficznego przedstawiania wielu doskonałości sprowadzonych do najmniejszego wspólnego mianownika. Zdaje się, że 10 z tych kwintesencji pędzla artysty widzieliśmy na ścianach u Dudy, ale nie możemy się pochwalić, że którąś zrozumieliśmy.
Opuściliśmy Nowosielskiego i dzięki błędowi w oprogramowaniu matriksa ponownie znaleźliśmy się w niezawierającej niczego poza powietrzem Sieni Wielkiej.
Nie chcielibyśmy zanudzać, ale z reporterskiego obowiązku musimy.
Odwiedziliśmy Sekretariat Prezydenta, w którym jest biurko, monitor i ni więcej. Gabinet Prezydenta, w którym jest puste biurko i nic. Kancelarię Prezydentowej, w której stoi stół kancelaryjny i nic. Bibliotekę Prezydenta, w której stoją pozycje ambitne jak „Potop”, „Pan Tadeusz”, „Encyklopedia Britannica” i chyba też „Mały rocznik statystyczny”. Bardzo podobne nic znajduje się w Sali Białej. W Jadalni jest okrągły stół przykryty białym obrusem, co kojarzy się nieodparcie z zerem.
Przygoda z wirtualną wycieczką po Pałacu Prezydenckim, która dostępna jest dla każdego, nie bójmy się tego określenia, na całym świecie. Mógłby ją odbyć Putin i Trump, a nawet gubernator Jamajki Edward Zacca, gdyby jeszcze żył. Dom Dudy jest niejako ekspresją jego wnętrza oraz umysłowości (wszak takie są nasze mieszkania), a zarazem stanu państwowości, pozostawiając, oprócz wielu, jedno najsilniejsze wrażenie. Wrażenie pustki. Wszystkie przebyte pomieszczenia wyglądają jak gdyby niczego tam nie było, panowało w nich zero bezwzględne, temperatura, w której zamiera ruch cząstek. Kubaturę Pałacu Namiestnikowskiego wypełnia przygnębiający brak czegokolwiek. Pełno tu ludzi, których nie ma, myśli, które nie płyną, dziury ozonowej pozbawionej ozonu.
Wydaje nam się jednak groźne, że Duda wyrychtował sobie mieszkanie jak magazyn gotowy na przyjęcie towaru. Za prawdziwą klęskę poczytujemy, że na tę filozofię niczego oraz popęd do nicości prezydenta Dudy głosowało 8,6 miliona ludzi. Najwyraźniej się im to spodobało, gdyż dysponują podobnym systemem psychicznym.
Jeżeli aplikacja wirtualnego spaceru jest jedynie wersją beta, apelujemy do głowy państwa o większą kreatywność, np. Barack Obama obstalowując podobną dla Białego Domu wirtualną wycieczkę, zaordynował, że spacer obserwator ma przeżyć z perspektywy biegającego pierwszego psa Stanów Zjednoczonych, co wabił się Bo.
U nas mogłaby być to żaba, którą symulowałby Duda, pokonując pałac żabimi skokami z zestawem kamer sferycznych na głowie. Przydałby się też jakiś podkład muzyczny. Oczywiście nie część III Sonaty Chopina z marszem żałobnym, przychodzi nam do głowy „Der unterbrochene Gedanke” na kwartet smyczkowy Krzysztofa Pendereckiego albo „I’m like a bird” Nelly Furtado.
Wirtualny spacer po Pałacu Prezydenckim odbyć można dzięki wizycie na witrynie https://www.ai360.pl/panoramy/787, wspomagając się np. okularami Samsunga.