Polska armia rośnie jak na drożdżach, ale tylko w wyobraźni ministra obrony narodowej.
Mariusz Błaszczak: „Wojsko Polskie powinno liczyć przynajmniej 250 tysięcy żołnierzy wojsk operacyjnych i 50 tysięcy żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. To jest minimum, które gwarantuje odstraszanie, które w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego będzie stało na straży niepodległości naszej ojczyzny, ale także będzie wspierało naszych sąsiadów”.
Jak zapowiedział szef Ministerstwa Obrony Narodowej, jesienią zostanie przygotowana ustawa, „która pozwoli na zwiększenie liczebności Wojska Polskiego” do zapowiadanych 250 tysięcy zawodowych wojaków.
Błaszczak opowiada brednie. Niemożliwe jest, aby armia była tak liczna, chyba że PiS do woja wcieli harcerzy, weteranów, kiboli, myśliwych, uczniów klas mundurowych, bezrobotnych i strzelców z Bractwa Kurkowego.
24 czerwca 2021 r. zastępca Błaszczaka wiceminister Wojciech Skurkiewicz podczas przedstawiania „informacji ministra obrony narodowej na temat polityki kadrowej w Siłach Zbrojnych RP” oznajmił posłom z komisji obrony narodowej, że „w kolejnych latach zakładamy kontynuację cyklicznego wzrostu stanów ewidencyjnych żołnierzy zawodowych o 1500-2000 żołnierzy rocznie”.
Za 70 lat
Skoro nadwiślańska armia liczy obecnie około 111 tysięcy żołnierzy, to przy zakładanym corocznym wzroście o 2 tysiące stan osobowy 250 tysięcy osiągnięty zostanie za jakieś 70 lat. Jest to wariant optymistyczny, bo nie wziąłem pod uwagę żołnierzy, którzy każdego roku uciekają z armii po nabyciu uprawnień emerytalnych (25 lat służby i ukończenie 55. roku życia). Nawet największe armie państw NATO, m.in. Niemiec, Włoch, Francji, Wielkiej Brytanii, mają „tylko” od około 200 do 270 tysięcy żołnierzy.
W 2021 r. budżet MON wynosi ponad 51 mld zł, z czego mniej niż połowa przeznaczana jest na sprzęt i wyposażenie. Większość pieniędzy pochłaniają wypłaty, emerytury, renty, wydatki na szkolenie i utrzymanie jednostek wojskowych. Wraz ze wzrostem liczebności żołnierzy wzrosnąć też będzie musiał budżet. Utrzymanie tak licznej armii pochłonie co najmniej 150 mld zł. Państwo nie będzie w stanie udźwignąć tak wielkich wydatków.
4 tysiące brutto
Od kiedy Błaszczak został szefem MON w 2018 r., ma fiksację na punkcie powiększania liczebności armii, która według jego pierwotnych zapowiedzi miała liczyć „tylko” 150 tysięcy ludzi. Aby zachęcić potencjalnych kandydatów, zainaugurowano kampanię „Zostań Żołnierzem Rzeczypospolitej” skierowaną głównie do absolwentów szkół średnich.
„To nowoczesna kampania. To kampania, która wykorzystuje nowoczesne formy przekazu. To kampania, której zadaniem jest doprowadzenie do tego, żeby w przyszłym roku do Wojska Polskiego przystąpiło 10 tysięcy żołnierzy” – chwalił się Błaszczak.
Kampania wyglądała tak, że każdego miesiąca w wyznaczonym tygodniu żołnierze lokalnych jednostek wojskowych i Wojskowych Komend Uzupełnień wyruszali w trasę oplakatowanymi busami. Zespoły rekrutacyjne jechały tam, gdzie najczęściej można spotkać młodych ludzi, m.in. do galerii handlowych, ośrodków sportu, centrów rozrywki, w okolice dworców kolejowych i autobusowych, a także do miejscowości turystycznych w górach i nad morzem.
Jesienią 2019 r. szef MON dmuchał w propagandowy balonik: „Rok temu rozpocząłem kampanię »Zostań Żołnierzem Rzeczypospolitej«. W ciągu roku 32 tysiące obywateli naszego kraju, zdecydowało o przystąpieniu do Wojska Polskiego. Cieszę się z takiej postawy. To bardzo ważne dla naszej przyszłości”.
Okazało się, że Błaszczak fantazjował. Akcja rekrutacyjna okazała się niewypałem. 32 tysiące nowych wojaków to głównie weekendowi żołnierze Wojska Obrony Terytorialnej. W rzeczywistości przez 2 lata udało się powiększyć armię tylko o około 7 tysięcy żołnierzy zawodowych – z 98 tysięcy na prawie 105 tysięct, by w 2021 r. dobić do 111 tysięcy. Chętnych do służby nie ma, bo zarobki są niskie. Np. uposażenie szeregowego to 4100 zł brutto, kaprala 4660 zł, a porucznika 5870 zł. Najwyższy szarżą generał broni może liczyć na pensję w wysokości 16 tys. zł. Tymczasem ludzie Błaszczaka zasiadający w radach nadzorczych spółek zbrojeniowych dostają za jeden dzień pracy nawet 20 tys. zł.
Dwie ręce i dwie nogi
Przez 6 lat rządów PiS-u armia powiększyła się o 14 tysięcy żołnierzy. Pewnie i to by się nie udało, gdyby Błaszczak nie zastosował fortelu. „Uelastyczniono” katalog chorób i schorzeń, które do tej pory dyskwalifikowały kandydatów do służby. Skrócono proces rekrutacyjny (ze 190 do 50 dni) i szkolenie podstawowe (z 90 do 28 dni). Do armii przyjmowani są niemal wszyscy chętni. Wystarczy, żeby mieli przeciętny iloraz inteligencji, sprawne dwie ręce i dwie nogi.
Całość na łamach