O piłkarzu, który strzelił 2 gole premierowi Wielkiej Brytanii.
W świecie zawodowego futbolu bardziej od wypluwania płuc na boisku liczą się kosztujące setki tysięcy euro samochody, nieprzyzwoicie drogie rezydencje i zaliczone ekskluzywne modelki, ale coraz trudniej o chłopaków z charakterem. Chłopaków, których życie nie sprowadza się do 100-metrowych jachtów dalekomorskich i milionowych kontraktów reklamowych. Chłopaków, którzy nie są korporacyjnymi kukiełkami, ale reprezentują coś sobą także poza boiskiem.
Dziś opowieść o jednym z takich rodzynków, środkowym snajperze Manchesteru United 23-letnim Marcusie Rashfordzie. Ten zespół nazywany jest „Czerwonymi diabłami” i angielski Marcus, choć czarnoskóry, w pełni to potwierdza. Gwoli ścisłości, nie on pierwszy w dziejach Manchesteru, opisywanej przez Marksa i Engelsa kolebce kapitalizmu, pokazał, po której stronie człowiek powinien mieć serce.
Szkoła Cantony
Zaangażowanie społeczne piłkarzy Manchesteru United najlepiej pokazać na przykładzie Érica Cantony, legendy „Czerwonych diabłów” i Premier League.
W odróżnieniu od gogusiów, jakich dziś pełno plącze się po największych stadionach piłkarskich, francuski zawodnik był fajterem. I robił, co chciał. Gdy pewnego dnia durny kibic go obraził, Cantona – w trakcie meczu! – po prostu go znokautował. Nigdy nie krył się z lewicowymi poglądami. Dowodem tego był udział w filmie „Szukając Erica” (2009), w którym zagrał siebie.
„Szukając Erica” to dzieło czołowego kontestatora brytyjskiej kinematografii Kena Loacha, reżysera od lat zgarniającego na kopy kolejne nagrody za twórczość. Film opowiada o mieszkającym w Manchesterze pocztowcu Ericu, zakochanym w swym francuskim prawie imienniku – Cantonie. Chłopu się nie wiedzie – wychowuje dwóch dorastających chłopaków, z których jeden wpada w złe towarzystwo. Eric pocztowiec ma depresję, nie układa mu się w życiu. I wtedy pojawia się Cantona, wytwór jego wyobraźni, i pomaga mu się ogarnąć.
Co ciekawe, wabikiem, który przyciąga syna pocztowca do gangu, jest wart krocie bilet na mecz Manchesteru United. Przekaz jest prosty: tylko bogatych skurwysynów, w tym bandytów, stać na oglądanie na żywo klubu o robotniczych korzeniach. Zwykły człowiek kibicuje FC United of Manchester, klubowi założonemu w roku 2005 przez wkurwionych fanów po przejęciu ich ukochanych „Czerwonych diabłów” przez amerykańskiego miliardera Malcolma Glazera.
W ostatniej scenie – uwaga, spojler! – pocztowcy jadą na mecz FC United, ale wcześniej rozprawiają się z bandytami. Film Loacha jest hołdem dla solidarności klasy robotniczej i jej ukochanej rozrywki, która została zagarnięta przez wielki biznes.
Marcus reprezentuje biedę
Dorośli, którzy zaznali w dzieciństwie biedy, ale wyszli z niej i osiągnęli prawdziwy, także materialny sukces w życiu, mają do ubogich różny stosunek. Jedni nie chcą mieć z nimi nic wspólnego. Inni gardzą nimi, powtarzając, że skoro oni mogli wyjść z biedy, to każdy może. Jeszcze inni, jak polski raper Peja w sławnym wywiadzie sprzed lat, reprezentują biedę na urlopie na Wyspach Kanaryjskich.
Rashford to jeszcze inna bajka. Choć ma grube miliony funtów na koncie – nie zazdroszczę, bo ciężko na nie zapracował, a nie (jak większość bogatych) dostał je od dzianego tatusia – wciąż upomina się o los tych, którzy nie mają tyle talentu, co on, mają mniej szczęścia i sił, aby wyrwać się z koszmaru nędzy.
Tu dochodzimy do korzeni akcji, która wstrząsnęła Anglią. I dzięki której opiniotwórczy „Guardian” wybrał Rashforda „Futbolistą Roku”.
Obiady dla biednych dzieciaków
Gdy z powodu koronawirusa piłkarze przestali grać, większość z nich zaszyła się w luksusowych kurortach czy nawet na prywatnych wyspach. Czerwony Marcus postanowił spędzić czas w bardziej pożyteczny sposób i rozpętał akcję w mediach społecznościowych, wzywając konserwatywny rząd do zapewnienia najbiedniejszym angielskim dzieciakom posiłków w czasie wakacji. Szło o drobne w skali budżetu brytyjskiego 15 funciaków tygodniowo na osobę.
Rashford powoływał się na własne doświadczenia. Nieraz w domu brakowało mu na chleb. Gdyby nie publiczna pomoc żywnościowa i zasiłki, trafiłby pod most.
Całość na łamach