Głódzia 7 grzechów głównych – NIE

Każdy wierny – nawet biskup – jest zobowiązany przynajmniej raz w roku spowiadać się z grzechów.

 

Pycha

O tym, że jest człowiekiem zakochanym w sobie z wzajemnością, Polacy przekonali się szerzej, gdy w 1991 r. po święceniach biskupich został mianowany przez Jana Pawła II biskupem polowym Wojska Polskiego. Okazałe sutanno-mundury, czapki i szable towarzyszyły mu przy okazji świąt państwowych i kościelnych. Wszystko aż kapało złotem. Choć Głódź nieraz wyglądał jak kelner albo własny szofer. Zaraz po objęciu stołka został mianowany generałem brygady, a 2 lata później generałem dywizji. Zaczął wtedy kolekcjonować odznaczenia i ordery. W 1995 r. Lech Wałęsa wręczył mu Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, a w 1998 r. Kwaśniewski Krzyż Komandorski z Gwiazdą. Gdy uzbierał już praktycznie wszystko, co się w Polsce da, ustanowił w 2001 r. swój własny medal – Milito pro Christo. Nawyk nadstawiania piersi do blach tak wszedł mu w krew, że w 2018 r. załapał się nawet na Brązową Odznakę „Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej”. Zgodził się zostać honorowym obywatelem pięciu miast, jednego powiatu, gminy i województwa. Otrzymał też niezliczone wyróżnienia kościelne i doktoraty honoris causa. Szczyt manii wielkości dał o sobie znać, gdy przy wejściu do bazyliki na warszawskiej Pradze, a wtedy był tam biskupem diecezjalnym, kazał wyryć w posadzce swoje imię i nazwisko.

 

Chciwość

O podejrzeniu, że bardziej od Pana Jezusa kocha pieniądze najdobitniej świadczy fakt, że to na jego postaci wzorowana była postać abp. Mordowicza (w tej roli Janusz Gajos) w filmie Wojciecha Smarzowskiego „Kler”. Zamiłowanie Głódzia do wystawnego życia dało się zauważyć już w latach 90., kiedy to zaczął skupować ziemię w rodzinnej wsi Bobrówka na Podlasiu. Nabył 21 ha gruntów i postawił na nich ogromny pałac z kolumnadą, a także gipsowymi lwami i mosiężnym bobrem. Ci, którym dany był zaszczyt przejścia przez próg, donosili o połaciach marmuru i złota, kolekcji mebli ludwikowskich, fortepianach, porcelanie, żyrandolach z poroży jeleni oraz licznych obrazach przedstawiających go w różnych pozach – w tym przytulonego przez Jana Pawła II. Smykałka arcybiskupa do biznesu dała o sobie znać szczególnie po 17 kwietnia 2008 r., gdy Benedykt XVI mianował go metropolitą gdańskim. Tamtejsza archidiecezja ze względu na afery finansowe poprzedników znalazła się w kiepskim położeniu. Wpadł wówczas na pomysł nałożenia na 200 podlegających sobie parafii – jak to się dzisiaj modnie mówi – daniny solidarnościowej. Płacić trzeba było po 5 groszy od mieszkańca, niezależnie od tego, czy mieszkaniec chodził do kościoła, czy nie. Do legendy przeszły tłuste koperty, które arcybiskup kazał sobie wręczać, gdy przyjeżdżał do parafii na uroczystość. Lokalni księża narzekali, że niemal każda sprawa, jaką chcą załatwić, wymaga uprzedniego posmarowania przełożonemu. Ceną za ulokowanie w dobrej parafii był np. żywy daniel, których to zwierzątek arcybiskup jest miłośnikiem. Aby oddzielić to, co boskie, od tego, co cesarskie wypracował wydajny system dojenia państwa. W jego pałacu w Bobrówce znalazł się ośrodek rehabilitacji niepełnosprawnych, hojnie wspierany przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Od państwa dostał sutą emeryturę generalską, wynoszącą ponoć ok. 10 tys. zł.

 

Całość na łamach