Laski prymasa i trwogi narodowców, czyli jak Wyszyński wyniósł się na ołtarze.
Kardynał Stefan Wyszyński zasilił liczne grono błogosławionych Kościoła kat., czyli niedorobionych świętych. Do pełnego odblokowania aureoli pozostał jeszcze jeden etap – kanonizacja. Wtedy katole będą o nim mówić, że jest święty. Bo i faktycznie tylko święty by z takimi fanami wytrzymał.
Wiele gorzkich słów padło na temat Wyszyńskiego ze strony jego krytyków: że antysemita, twardogłowy konserwatysta, że ugruntował polski ciemnogród. Wiele pochwał padło ze strony wielbicieli: że antysemita, twardogłowy konserwatysta, że ugruntował polski ciemnogród. Sama uroczystość beatyfikacji także budziła emocje. Ponieważ transmitowały ją media wszelkiej maści, pisowskie i opozycyjne, kościelne i kurskie (o ile jest jakaś różnica), pobudziło to polemiczny temperament wielu rodaków. U tych, którym z Kościołem nie po drodze, niesmak wzbudził fakt, że ich ulubione stacje telewizyjne psują niedzielne południe obrazkami ze Świątyni Opatrzności zamiast tradycyjnie nadać program publicystyczny. Ci, którzy Kościoła szerokim łukiem nie omijają, narzekali zaś, że ateiści się pod ich jubel podczepiają i transmitują, zyski zeń nienależne czerpiąc. Dopiero co czerwonymi błyskawicami miotali na czarnych marszach, 8 gwiazdek ich godłem, a jak przyjdzie co do czego, to o prymasie ględzą. O Wyszyńskim, który twierdził, że „matka ma prawo do swego ciała, ale nie ma prawa do poczętego dziecięcia, bo ono jest własnością Boga i narodu”. Tak czy owak trudno było nie odnotować beatyfikacji, bo Wyszyński wyskakiwał z lodówki jak zamrożone zarodki.
Uroczystość nie odbyła się jednak z taką pompą, jakiej życzyłby sobie episkopat.
Plany pokrzyżowała pandemia. I tak, zamiast w czerwcu zeszłego, prymas został wyniesiony na ołtarze we wrześniu tego roku. Z pandemicznymi ograniczeniami. Rangę uroczystości obniżył też fakt, że do Wyszyńskiego dorzucono w pakiecie Elżbietę Różę Czacką – niewidomą zakonnicę, założycielkę ośrodka w Laskach. Czyli nie dość że nie sam, to w dodatku z kobietą, czyli bytem niższym od mężczyzny, a tym bardziej księdza, nie mówiąc o kardynale.
Przewodniczący episkopatu abepe Gądecki bagatelizował to piąte koło u kardynalskiej karety, żeby sobie czasem baby nie myślały. Pytany przez dziennikarzy, czy wspólna beatyfikacja kobiety i Prymasa Tysiąclecia to nobilitacja dla zakonnicy i podkreślenie wagi jej misji, Gądecki wił się, że wprawdzie owszem, Czacka jest OK i w ogóle, ale jednak „dzieło Wyszyńskiego jest nieporównywalnie ważniejsze”. Bo może i ociemniała mniszka robiła dobre rzeczy, ale „on nie ograniczał się do jednego miejsca, ale oddziaływał na całą Polskę i zagranicę”. Tak że znaj proportium; trafiło się ślepej kurze ziarno; konia kują, żaba nogę podstawia. Miejsce zakonnic jest tam, gdzie zawsze: w zakrystii i kuchni.
Tuż przed beatyfikacją opublikowano na Facebooku zdjęcie zakonnic z zakrystii Świątyni Opatrzności: prasowały tam złote ornaty dla ich ekscelencji uczestniczących w uroczystości. Uśmiechnięte, czyli chyba szczęśliwe. Może nawet dane im było cmoknąć któregoś hierarchę w pierścień. Jedna
Czacka zabłąkała się w prezbiterium i niemal skradła show błogosławionemu między niewiastą prymasowi.
Całość na łamach