Jebać szkołę – NIE

Dwie lewackie szmaty, matka i córka, dają szkołę ministrowi edukacji.

Z nudów włączam TVN 24. Przejęty redaktor mówi o badaniu, które przeprowadzono w pewnej polskiej szkole, z którego wynikało, że połowa dzieciaków oszukuje przy nauce zdalnej. Zadania domowe uczniowie robią, przepisując je z netu albo korzystając z pomocy dorosłych. Podobnie rzecz się ma ze sprawdzianami wiedzy. Reporter biadoli nad oszukującymi dzieciakami. Strofuje je. Tymczasem smutna prawda o polskiej szkole, którą koronawirus wyostrzył, wygląda tak, że oszukiwanie systemu przez małolaty jest sposobem na ich samoobronę przed opresyjnym i durnym systemem.

Potępiać dzieciaki to jak mieć pretensje do broniącej się przed gwałtem kobiety, że kopnęła napastnika w jaja, przez co było mu przykro i się przewrócił. Miliony polskich rodziców wiedzą, że codziennie próbuje się dokonać gwałtu na psychice ich dzieci, a edukacja nie jest fascynującym poznawaniem świata – jak to dzieje się choćby w Skandynawii, zwłaszcza w Finlandii – lecz zajęciem tyle katorżniczym, ile pozbawionym sensu.

 

Szkoła przetrwania

Każdy normalny rodzic bez większych skrupułów pomaga swoim dzieciom w wyruchaniu frajerów od edukacji, których zidiocenie przewyższa jedynie ich bezmyślne okrucieństwo. Ja nie miałam większych oporów moralnych w robieniu za moją nastoletnią córkę niektórych zadań z egzaminu pisemnego z polskiego w liceum, który odbył się w pewne grudniowe popołudnie. I jestem z tego niezmiernie dumna.

Żal mi tylko tych dzieciaków, które nie mają rodziców profesorów i muszą same użerać się z głupimi zadaniami o skali trudności, która położyłaby na łopatki niejednego studenta, a nawet magistra filologii polskiej. Sprawdziłam to empirycznie – zapytałam koleżankę (dyplom z polonistyki z wyróżnieniem, obroniony kilka lat temu na Uniwersytecie Jagiellońskim), czy zna odpowiedź na kilka pytań. Odpowiedziała, i to dość słabo, na mniej niż co drugie!

O biednych małolatach, które nie mają komputerów czy tabletów z szybkim netem i/lub nie mają w domu warunków, aby się skupić, nawet nie wspomnę – państwo polskie pokazuje im (jak pokazywało wcześniej ich rodzicom), że są nic niewartymi śmieciami…

Jeśli jest jeszcze jakiś odważny dziennikarz w tym kraju, niech zada Czarnkowi, skądinąd człowiekowi, którego polszczyzna jest równie urodziwa, jak on sam, kilka pytań z egzaminów, jakimi katuje się uczniów podstawówki i szkoły średniej. Jeśli z głowy odpowie prawidłowo na wszystkie, zobowiązuję się, że dożywotnio będę pieliła i podlewała jego ogród, który – w odróżnieniu od obowiązków ministerialnych – jest podobno jego oczkiem w głowie.

 

Krzyżówka osła z mrówką

Podejrzewam, że „reformatorzy”, a tak naprawdę „deformatorzy” edukacji z PiS cierpią na kompleks Lecha Wałęsy. Wałęsa, człowiek raczej cwany niż inteligentny, namiętnie rozwiązywał krzyżówki. Ideałem dzisiejszego ucznia – a niestety, co widzę po koleżankach i kolegach, ideałem, któremu hołduje niejeden wykładowca akademicki – jest właśnie krzyżówkowicz.

Wiele osób czuję się kimś inteligentnym, a może i erudytą, gdy na pytanie: „Powieść Zoli” na 4 litery, wie, że należy wpisać słowo „Nana”, zaś „Autor Nany” na 4 litery to „Zola”. Jakieś 99 procent z nich nigdy nie czytało tego francuskiego arcydzieła naturalizmu, a po prawdzie niewiele czytało w ogóle. Tacy ludzie to typowy produkt polskiej szkoły – uczeń ma niczym mrówka harować od zmierzchu do świtu i jak osioł ciągnąć wóz z edukacyjnym balastem, nie pytając, dokąd ma on jechać.

Gwoli ścisłości: żądanie wiedzy encyklopedycznej, przeładowanie programów nauczania zbędnymi informacjami dręczyły polską edukację za PO, SLD, a nawet za komuny. Obecny minister edukacji stwierdził – słusznie – że podstawy programowe są zbyt rozległe. Krzyk przerażenia z ust wielu nauczycieli wykazał, jak małego kalibru są to ludzie. Zarazem jednak Czarnek zapowiedział, że szkoła powinna uczyć o „żołnierzach niezłomnych”, „uczyć o bohaterskich działaniach”.

Jak tak dalej pójdzie, to

pokolenie edukowane obecnie będzie umiało się tylko podpisać – a jako że Bóg każe kobietom (według ministra edukacji) mnożyć się jak dziki, im starczy podpisanie się trzema krzyżykami

– liczyć na palcach do dziesięciu, ale za to wkują na pamięć życiorys każdego durnia, który po hitlerowskiej hekatombie walczył z komuną, modląc się o III wojnę światową.

 

Całość na łamach