Kaczyński jest grzybem – NIE

Cechy wspólne Lenina, prezesa i Rydzyka.

Sezon ogórkowy płynnie przeszedł w grzybiarski. Media społecznościowe zaroiły się od fotografii leśnych połowów Polaków. Zbieractwo to nasz sport narodowy, konkurujący tylko z narzekaniem. Na grzybach, podobnie jak na piłce nożnej i polityce, zna się każdy Polak. W odróżnieniu jednak od pozostałych dziedzin, braki w podstawowej znajomości atlasu grzybów mogą spowodować kuku na brzuniu. Chyba że ktoś głosował na PiS – wówczas truje siebie i środowisko nieznajomością polityki.

W tym sezonie przecięły się drogi mykologii (nauka o grzybach) i politologii. W roku wyborczym rozpolitykowani do czerwoności (Lewica weszła do Sejmu) Polacy z właściwym sobie rozmachem połączyli zbieranie prawdziwków z refleksjami natury politycznej. Zbieranie grzybów otóż jest wyznacznikiem jakości demokracji. Taki wniosek wysnuła, spacerując po lesie, posłanka PiS Iwona Arent. Chwaląc się wypełnionym po brzegi wiaderkiem, parlamentarzystka podzieliła się również następującą refleksją: „Jak dobrze, że w Polsce możemy sobie spokojnie zbierać grzyby. W Holandii zbieranie grzybów jest zabronione i można za to dostać karę nawet 4100 euro albo miesiąc więzienia… Gdzie jest większa demokracja i wolność, panie Timmermans?”. Aby połączyć w jednym wywodzie pochwałę kaczyzmu, krytykę Unii i grzyby, trzeba nie lada fantazji. Tę zaś zapewniają niektóre gatunki grzybów, które – słuchając wystąpień członków PiS – cieszą się w tej partii sporym braniem.

Nie jest to pierwszy raz w historii, gdy w jednym miejscu spotykają się grzyby, polityka i absurd. Grzyby odpowiedzialne są nie tylko za demokrację, ale i za komunizm. 17 maja 1991 r. w Telewizji Leningradzkiej wyemitowano odcinek programu „Piąte koło”, w którym przedstawiający się jako historyk Siergiej Kuriochin przedstawił widzom wyniki swoich długotrwałych badań. Wychodziło z nich, że Włodzimierz Lenin był… grzybem i falą radiową jednocześnie. Jego ludzka powłoka była przykrywką. Rewolucja Październikowa wybuchła z powodu spożywania przez Lenina grzybów halucynogennych. W końcu – z powodu ich nadmiaru – sam wódz rewolucji stał się grzybem.

Prowadzącemu „Piąte koło” Sergiejowi Szołochowowi Kuriochin klarował: „Zatem osoba staje się zarówno grzybem, jak i falą radiową w jednym kształcie, rozumie pan? A teraz powiem to, co najważniejsze, do czego zmierza mój wywód. Mam absolutnie niepodważalne dowody, że za całą Rewolucję Październikową odpowiedzialni są ludzie, którzy przez wiele lat konsumowali odpowiednie grzyby. I one w procesie spożywania stopniowo wypierały ich osobowości i ci ludzie stawali się grzybami. To znaczy, chcę po prostu powiedzieć, że Lenin był grzybem. Co więcej, był nie tylko grzybem, ale i i falą radiową. Rozumie pan?”.

Na poparcie swojej tezy gość Telewizji Leningradzkiej przytaczał wiele argumentów. W liście do Georgija Plechanowa Lenin pisał pewnego razu: „Wczoraj objadłem się grzybów, czułem się niesamowicie”. Nadieżda Krupska zamiłowanie męża do grzybów określiła w listach do matki mianem obsesji. Przeglądając filmy z Leninem, Kuriochin zwrócił uwagę na postać chłopca, który zawsze towarzyszył wodzowi. W różnych fryzurach i strojach, ale zawsze ten sam gówniarz. To Sasza – twierdzi badacz. „Sasza nieodłącznie towarzyszył Leninowi, bo znał każdą ścieżkę i każde miejsce, w którym rosną grzyby, i po tych miejscach oprowadzał Lenina. To nie są spekulacje” – zapewniał Kuriochin. Na uwagę zasługuje również fakt, że przekrój samochodu pancernego, którego przywódca rewolucji używał, przypomina grzybnię muchomora. Wreszcie słowo „ninel”, czyli „Lenin” czytane od tyłu, to nazwa francuskiej potrawy z grzybów. Ninel to także imię, które nadawali dzieciom na cześć Włodzimierza Ilicza nieświadomi, jaka jest prawda, grażdanie. W swoim rewolucyjnym wywodzie Kuriochin powoływał się także m.in. na badania Carlosa Castanedy, który badał zwyczaje meksykańskich Indian, w tym ich kontakty z substancjami halucynogennymi. Naukowe autorytety potwierdzały intuicję rosyjskiego badacza.

Te opowiadane z kamienną twarzą dyrdymały skonsternowały widzów Telewizji Leningradzkiej. Przyzwyczajeni do topornej i hiperpoważnej propagandy, wszystko, co głoszono w telewizji, brali za dobrą monetę. W roku 1991 cenzura w ZSRR nie była już zbyt ostra, toteż pojawili się dowcipnisie, którzy zechcieli przetestować cierpliwość polityków oraz inteligencję widzów. Sergiej Kuriochin oczywiście żadnym historykiem nie był, był natomiast awangardowym artystą o niespożytej energii i wybujałej fantazji. Ujście wytworom wyobraźni Kuriochina umożliwił Sergiej Szołochow, oddając cenny czas antenowy na wygłoszenie absurdalnej teorii na temat. Lenina. Mistyfikacja była zaplanowana i przygotowana przez obu panów. Artysta wpadł na pomysł performance’u, oglądając inny odcinek „Piątego koła”, w którym jakiś gość opowiadał niestworzone historie o śmierci rosyjskiego poety Sergieja Jesienina. Stwierdził, że w telewizji przejdzie każda bzdura, i postanowił to udowodnić. Co też uczynił przy pomocy Szołochowa. Zdezorientowani odbiorcy Telewizji Leningradzkiej żywo zareagowali na dziwny program wyemitowany w lokalnej stacji. Pisali w tej sprawie do regionalnego komitetu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Wygłoszona na antenie teoria spędzała im bowiem sen z powiek. Obywatele głowili się: byłby Lenin rzeczywiście grzybem? Partyjny organ poczuł się zobowiązany do rozwiania wątpliwości ludu. W specjalnym oświadczeniu uspokajano, że „Lenin nie mógł być grzybem, bowiem ssak nie może być rośliną”. Teoria jednak zaczęła żyć własnym życiem i do dzisiaj jest elementem popkultury oraz charakterystycznym przykładem medialnej manipulacji i siły medialnego przekazu.

Oglądając współczesną TVPiS, można odnieść wrażenie, że jest się mieszkańcem Leningradu lat 90., a w telewizji leci ciągle audycja Szołochowa i Kuriochina. Pozostaje żywić nadzieję, że Holecka i Ziemiec tak naprawdę są performerami, co niebawem ogłoszą – np. na łamach „NIE”. Przyglądając się zaś poczynaniom naczelnika państwa, wydawać się może, że teoria Kuriochina nie jest całkowitą abstrakcją. Na pierwszy rzut oka widać, że

Kaczyński jest zgrzybiały. A rewolucja, którą nam funduje, wygląda na planowaną pod wpływem grzybów halucynogennych. PiS i psylocybina – normalna rodzina!

Jeśli dodamy do tego wzmiankowaną przez Kuriochina falę radiową, to mamy obraz całości. Nie skądinąd, a stąd właśnie sojusz prezesa z pasożytniczym grzybem Rydzykiem, żerującym na żyznej glebie budżetowej.