W państwie dobrobytu kundel udaje arystokratę.
Jarosław Kaczyński daje seniorom 13. i 14. emeryturę. Wyrośnięte wnuczki siadają dziadziusiom na kolanach, dziadziusie mlaszczą oraz żyją długo i szczęśliwie. Piątka dla zwierząt Jarosława Kaczyńskiego grzęźnie w Sejmie. Efekt: były pies z powodu psa otwiera ogień. I ledwie żyje w pudle.
***
Pies jest maltańczykiem (białe umaszczenie, maks 6 kilo, miłe usposobienie; przy takiej wadze trudno o inne). To ostatnio najchętniej kupowana przez Polaków marka. Marian N. szczeniaka nabywa od hodowcy utrzymującego, iż zwierzę przeszło wymagane szczepienia i odrobaczenia, ma rodowód i arystokratyczne pochodzenie. W książeczce zdrowia czworonoga nie ma pieczątek weterynarza potwierdzających przeprowadzenie jakichkolwiek zabiegów, a papiery zaświadczające szlachecką proweniencję wystawiło Stowarzyszenie Przyjaciół Psa i Kota. Pan Marian nie ma pojęcia, że prezesem stowarzyszenia i zarazem jedynym członkiem jest sprzedający mu maltańczyka Marek K., co kwestię rasową czyni podejrzaną. Płaci 2750 zł i sądzi, że zrobił świetny interes, bo z uwagi na duży popyt maltańczyki z papierami chodzą po 5-6 tys.
Ze swej przedsiębiorczości nie jest dumny zbyt długo – szczenię zaczyna wymiotować już w drodze. W domu rzyga do imentu, a na dodatek okazuje się, że ma złamany ogon. Marian N. pojmuje, że maltańczyka kupił od złamanego kutasa.
Dzwoni do Marka K., informuje, iż chce oddać chorego szczeniaka. I żąda zwrotu gotówki. W telefonie rozlega się krótkie: „Spierdalaj”. Marian nie poddaje się. Wciąż na „Olx” zamieszcza ogłoszenia: „Maltańczyki sprzedam”, kolega Mariana dzwoni i udaje klienta. Hodowca łyka przynętę i milutkim głosikiem obwieszcza, że spotkają się w Gnieźnie, pokaże kilka najładniejszych szczeniaków i gdy się jakiś spodoba, dobiją targu. Do kolebki polskości przybywa dostawczakiem.
Poza Markiem K. i trzema maltańczykami auto zawiera: 29-letniego syna, 3 gnaty, w tym jeden pistolet gazowy i 2 czarnoprochowe, kij bejsbolowy oraz nóż szturmowy. Marek K. na handlu psami zjadł bowiem zęby i dobrze wie, iż miłośnicy czworonogów bywają uciążliwi.
***
Gdy na parkingu pojawia się Marian N., K. pojmuje, że wpadł w pułapkę, i wie, że niezbędnik hodowcy znów będzie w użyciu.
„To co, dogadamy się”? – pyta N.
„Zaraz się dogadamy” – odpowiada pan Marek i na początek dobywa czarnoprochową dwururkę. Broń przykłada do serca Mariana N., lecz to Polak z krwi i kości, gotowy ginąć za wolność naszą i waszą, zatem i za maltańczyka, „broń mi niestraszna” – rzecze i przedstawia alternatywę: „Albo się dogadamy, albo dzwonię na policję”. W odpowiedzi Marek K. uruchamia auto. Rusza.
***
Marian N. wskakuje na maskę i kurczowo trzyma się wycieraczek. Jedną ręką kieruje, a drugą przez okno strzela w kierunku dodatkowego pasażera. Ostrzał z broni czarnoprochowej, z tym że z prawej flanki, prowadzi również syn hodowcy. Pociski świszczą koło głowy Mariana, lecz kulom się nie kłania i posterunku na masce nie opuszcza, chociaż przewaga uzbrojonych po zęby agresorów jest miażdżąca, a jego położenie nie należy do perspektywicznych i znacznych szans na skuteczny kontratak nie daje. Dlatego gdy kula ociera się o ucho i bohater głuchnie, kłania się i zeskakuje z maski. Dzwoni na policję. Marek K. odjeżdża, ogień kładąc na usiłującym zablokować drogę koledze Mariana. Policja zatrzymuje go kawałek dalej.
***
Hodowca wraz z synem trafiają do aresztu, bo zarzuty są poważne (usiłowanie zabójstwa dwóch osób i oszustwo), a potencjalna kara wysoka (ćwiartka lub dożywocie). I wyłazi szydło z worka.
Okazuje się bowiem, że Marek K. chore psy sprzedaje od wielu lat i choć do prokuratury wpłynęło co najmniej kilkanaście zawiadomień o prowadzonej przez niego działalności, organa ścigania zadziwiająco nieudolnie zabierały się do roboty. Postępowania kończyły się umorzeniami, nie licząc jednego – za prowadzenie nielegalnej hodowli Marek K. zapłacił grzywnę w wysokości 300 zł, czyli tyle, ile jest wart ogonek maltańczyka. O skali dokonywanych przez niego oszustw świadczy ogólnopolska akcja „Stop pseudohodowli Marka K.”, która choć została nagłośniona przez TVN, to zakończyła się tym, że sprzedaż schorowanych psiaków rozkwitła.
Bezkarność K. tłumaczono faktem, że to były policjant, ale w udupieniu byłego psa nie pomogły dziurawe przepisy.
***
W 2012 r. w celu wykluczenia z rynku pseudohodowców znowelizowano ustawę o ochronie zwierząt, wprowadzając „zakaz sprzedaży psów i kotów poza hodowlami zrzeszonymi w zarejestrowanych ogólnokrajowych organizacjach społecznych, których statutowym celem jest działalność związana z hodowlą rasowych psów i kotów”. Rasowego psa nie zdefiniowano; żeby obejść przepis wystarczyło więc założyć stowarzyszenie, zaznaczając w statucie, że prowadzi ono działalność na terenie całego kraju. Marek K. tak właśnie postąpił, lecz nie on jeden podążył tym szlakiem.
Od momentu przyjęcia nieszczęsnej noweli powstało kilkaset stowarzyszeń, część po wpadkach nagłaśnianych przez media zlikwidowano, w ich miejsce powołując nowe. Dziś działa około stu, wszystkie twierdzą, że skupiają hodowle psów rasowych z rodowodami, choć w istocie należą do nich producenci kundli.
Jeśli istnieje homo sapiens gotowy wydać prawie 3 tysiące za mieszańca uchodzącego za maltańczyka, to państwo zasadniczo nie powinno się wtrącać. Rzecz w tym, że pseudohodowcy idą po bandzie.
***
Suki zapładniane są już w czasie pierwszej cieczki, czyli gdy tylko stuknie im 6 miesięcy, 2 mioty w roku uchodzą za normę, chów wsobny to nierzadkość, szczeniaki przebywają w ciasnych klatkach, brodzą we własnym gównie i są pozbawione opieki weterynaryjnej, do właścicieli trafiają bez szczepień, odrobaczeń i poważnie chore, itp. W trosce o dobrostan zwierząt państwo powinno więc interweniować, a nawet ma taki obowiązek. Były pies z powodu psów strzelający do ludzi to znak, że na taką interwencję najwyższa pora.
Piątka dla zwierząt znana jest głównie za sprawą niedoli zwierząt futerkowych, tymczasem projekt zwany jarkowym dla braci mniejszych zawiera również definicję pasa rasowego („za psa rasowego uznaje się psa o odpowiednim dla rasy fenotypie, który posiada rodowód wpisany do Polskiej Księgi Rodowodowej prowadzonej przez Związek Kynologiczny w Polsce albo do zagranicznego rejestru rodowodowego uznawanego przez ten związek”). A także zakazuje „wprowadzania do obrotu psów poza miejscami ich chowu lub hodowli, w tym za pośrednictwem sieci Internet”, z wyjątkiem „hodowli psów pochodzących od suk i reproduktorów będących psami rasowymi”. Jarkowe dla zwierząt potrzebne jest psom równie pilnie jak norkom.
Niestety – choć projekt został przyklepany przez Sejm, Solidarna Polska Ziobry głosowała przeciwko. Rezultat: jesienią zeszłego roku jarkowe wylądowało w zamrażarce i tkwi tam do dziś, bo izba niższa nie znalazła czasu, aby zająć się poprawkami wniesionymi przez Senat.
Powód jest oczywisty: Zjednoczona Prawica momentami trzeszczy w szwach i myśl, że mogłaby się rozpaść z powodu Bielana oskarżającego Gowina o uzurpację, jest niemiła, ale rozpad z powodu burka udającego arystokratę byłby katastrofą dotkliwszą.