Choruj nam, Jarosławie, jak najczęściej!
– Dzień dobry. Mam mieć zabieg wszczepienia endoprotezy stawu kolanowego i muszę czekać kilka lat. A usłyszałem, że prezes Kaczyński od ręki się u Państwa zoperował. Czy w moim przypadku też będzie to możliwe?
– Zaraz panu powiem.
– Baśka, na kolano ile się teraz u nas czeka? 2, 3 lata?
– Na kolano czy na biodro?
– Na kolano.
– Jakieś 3 lata].
– Proszę pana, to będzie minimum 2 lata czekania.
– Aha. A prywatnie można?
– O, to już trzeba przez dyrekcję załatwiać.
Rozmowę odbyłem z recepcją Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego im. prof. Adama Grucy w Otwocku. Tego szpitala, w którym zoperowano Jarosława Kaczyńskiego.
Oburzenie tym, że kolano prezesa zoperowane zostało szybciej i z większym namaszczeniem (nadzorować leczenie przyjechał minister zdrowia) niż staw przeciętnego Polaka, wielu może uznać za czepialtwo. Ale formalnie fakty są takie: kolano Jarosława Kaczyńskiego nie jest najważniejszym kolanem w państwie. Najważniejsze kolano, a nawet dwa, posiada prezydent Andrzej Duda.
Kolana i reszta Dudy są tak ważne, że zajmuje się nimi kilkoro doktorów-oficerów z warszawskiego Wojskowego Instytutu Medycznego. Czuwają nad zdrowiem prezydenta 24 godziny na dobę, także w podróży. Gdy w 2010 r. doszło do katastrofy w Smoleńsku, życie stracił tam jeden z trzech osobistych lekarzy Lecha Kaczyńskiego – płk dr hab. Wojciech Lubiński.
Stan zdrowia premiera i ministrów również nadzorowany jest poza kolejkami – korzystają albo z przychodni wojskowych, albo szpitala MSWiA, albo z przychodni ministerialnych.
Do cichych prób naprawy położenia posłów wobec reszty rządzących dochodzi w Polsce co jakiś czas. Głośnym echem odbiły się przymiarki do wykupienia w 2012 r. parlamentarzystom abonamentów w prywatnych placówkach medycznych ze względu na, jak napisano we wniosku, „coraz gorszą dostępność usług medycznych w ramach NFZ”. Zamiary wyciekły jednak do mediów i sprawa się rypła. Ot, skoro ktoś ustala takie prawo, w pierwszej kolejności powinien ponosić jego konsekwencje…
Zgodnie z przepisami Jarosław Kaczyński, władca absolutny w Polsce, jest jednak tylko szeregowym posłem. I tu dochodzimy do sedna problemu: jeśli prezes chce korzystać z innych niż przeciętny Kowalski przywilejów, w tym zdrowotnych, powinien wziąć na siebie także wyższe stanowisko i związaną z nim odpowiedzialność. Ta jednak, z czego doskonale zdaje sobie sprawę, skończyć się może przed Trybunałem Stanu. Woli więc rządzić z tylnego siedzenia. Skoro tak, to powinien na kolano cierpieć i czekać w kolejce jak inni.
O tym, że Kaczyński na zabieg mógł dostać się „bez żadnego trybu”, a w związku z tym innego Polaka kolano dłużej przez to napierdalało, świadczy kilka faktów.
Pierwsze wzmianki o chorobie prezesa pojawiły się w styczniu 2017 r., gdy – jak podawały media – trafił do szpitala i znalazł się pod opieką lekarza samego prezydenta. Nie wiem, jak Państwo, ale gdy mnie tylko coś zaswędzi, też zaraz przyjmuje mnie doktor-oficer Dudy.
Do oddziału – oczywiście dla VIP-ów – Wojskowego Instytutu Medycznego Kaczyński trafił ponownie w listopadzie 2017 r., a potem w maju 2018 r. (według niektórych źródeł już wtedy przeszedł zabieg chirurgiczny). Politycy PiS jak mantrę powtarzali wówczas, że zdrowiu prezesa nic nie zagraża i sprawa dotyczy błahych dolegliwości w kolanie. Gdy dziennikarze zarzucili ministrowi zdrowia, że skoro tak, to dlaczego prezes nie czekał w kolejkach jak inni Polacy, szef resortu nagle zmienił front: okazało się, że ból kolana jednak zagrażał życiu.
Całość na łamach