Nieoczekiwany efekt lotu do Smoleńska: Polki lecą na Lecha Kaczyńskiego.
„Jestem wdowcem, oficerem marynarki wojennej w stanie spoczynku oraz wciąż aktywnym muzykiem, szukam miłości na resztę życia (preferowane kobiety w wieku około 60 lat)” – ogłoszenie tej treści ukazało się na portalu randkowym przeznaczonym dla seniorów. Przeczytała je 60-letnia Sabina O., wdowa i pielęgniarka w stanie spoczynku, a także niespełniona piosenkarka. Uznała, że jest brakującą połówką jabłka. „Mysle ze pasujemy do siebie jak ulal” – napisała w krótkiej wiadomości tekstowej. „Mam nadzieje, musimy sie spotkac, Zbigniew Z., kmdr w st. spocz.” – odpisał komandor w stanie spoczynku.
Być narzeczoną twą*
Sabina była w siódmym niebie, ale czas płynął, SMS-sy stawały się coraz śmielsze (on: „Wsadze ci… piorko do kapelusza”; ona: „wsadz mily, wsadz”), lecz obie połówki jabłka wciąż się nie widziały, bo komandor miał napięty harmonogram i odwoływał kolejne wyznaczone terminy spotkania, co wsad czyniło niemożliwym, a relację sytuowało w okolicach gimbazy. Sabina przynajmniej widziała fotografię oficera, gdyż zamieścił ją na portalu randkowym. Fotka przedstawiała mężczyznę o opalonej twarzy, przenikliwym wzroku i szerokiej klacie, bez munduru, ale za to w czarnym twarzowym golfie. Takie noszą marynarze, myślała Sabina, oddając się marzeniom o definitywnym zabarwieniu erotycznym. Zbigniew nie mógł nacieszyć oka choćby takim ersatzem, albowiem emerytowana pielęgniarka nie zamieściła fotografii profilowej, uważając, że braki urody musi kompensować talentem muzycznym. W końcu Zbigniew zaprosił Sabinę do luksusowego hotelu w Bydgoszczy (znak rozpoznawczy: czerwona róża w butonierce), ale w przeddzień spotkania zatelefonował, informując, iż ze względów służbowych nie może się pokazać w hotelu. Szczegóły nie na telefon, mam nadzieję, że rozumiesz, koteczku, oznajmił. Sabina rozumiała, spotkajmy się u mnie, zaproponowała. Zbigniew obwieścił, że przybędzie niezawodnie.
Szalala, zabawa trwa
Pojawił się bez krwistej róży w butonierce, co zrozumiałe, przecież stosowanie znaku rozpoznawczego w tych okolicznościach byłoby zbędną ekstrawagancją, ale co gorsza bez marynarki, a prawdę powiedziawszy, Sabina spodziewała się, że założy marynarski mundur i obdaruje ją bukietem kwiatów. Komandor nie miał nawet zwiędłego goździka, był blady, chuderlawy i zarośnięty, a gdy tylko przekroczył próg, zażądał wódki. Pił w tempie iście marynarskim i choć słabo przypominał wysportowanego mężczyznę z fotografii, wódka najwyraźniej mu służyła, bo długo nie zdradzał objawów upicia i bez większych problemów odróżniał szklankę od popielniczki.
Po pierwszym rozdaniu zaznaczył, że za chwilę przekaże Sabinie informacje ściśle tajne i nawet gdyby agenci obcego mocarstwa podłączyli jej sutki do akumulatora, musi milczeć jak grób. Sabina powiedziała, że będzie milczeć, w głębi duszy obawiając się, że po podłączeniu akumulatora do sutków chętnie wszystko wyśpiewa. Komandor najwyraźniej ją przejrzał, bo wypiwszy kolejną dawkę, zażądał, aby przyniosła krucyfiks w celu złożenia przysięgi na rany Zbawiciela, że aż do śmierci nikomu słowa nie piśnie. Sabina uznała, iż przysięganie przed Jezusem jest romantyczne i dobyła z szafy krzyż używany na okoliczność kolędy.
Całość na łamach