Szczątkowa terapia onkologiczna.
W dobie sporu wokół wydania 2 mld zł na TVP zamiast na leczenie raka szerokim echem odbiło się w Polsce wprowadzenie w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach innowacyjnej w skali świata terapii – relikwiami św. Faustyny Kowalskiej.
W związku z tym, że lekarze w telewizji powtarzają, że najważniejsza w przypadku chorób nowotworowych jest profilaktyka, pojechałem napromieniować się św. Faustyną, zanim jakieś raczysko mnie dopadnie.
Na pomysł sprowadzenia do Kielc relikwii św. Faustyny wpadł podobno sam szef placówki prof. Stanisław Góźdź. Ten były radny PiS, a jednocześnie człowiek mocno wierzący (szpitalną kaplicę nazywa „gabinetem Szefa”, a na drzwiach ma plakietkę „ojciec dyrektor”) tak tłumaczył swoją decyzję: „Moi pacjenci będą mieli jeszcze jedną pośredniczkę w rozwiązywaniu ciężkich życiowych problemów. Dlatego jest to dla nas radosna wiadomość, ponieważ święta jest szczególną orędowniczką, wybłaganiem miłosierdzia w tych ciężkich chwilach dla wielu pacjentów”.
Swoim orędownictwem św. Faustyna zapewni najpewniej pacjentom u Pana Boga tzw. szybką ścieżkę onkologiczną, co w przypadku kieleckiego szpitala wydaje się wyjątkowo wskazane. Według rachunków organizacji pozarządowych w zarządzanym przez prof. Góździa centrum cierpiący na nowotwory czekają na chemioterapię najdłużej w Polsce.
Sprowadzenie kawałków św. Faustyny do Kielc wydaje się zrozumiałe także pod tym względem, że poprzednie technologie najwyraźniej nie dają sobie rady przy takiej liczbie oczekujących.
Obecny już w szpitalnej kaplicy fragment Ojca Pio, Włocha znanego z dziur na rękach, oraz kropla krwi Jana Pawła II, w wielu krajach od lat uważane są za medyczny przeżytek.
Kaplica z relikwiami zajmuje w Świętokrzyskim Centrum Onkologicznym poczesne miejsce. Znajduje się na III piętrze, obok wejścia do kliniki urologii.
Można pomodlić się tu przy Matce Boskiej z małym Dzieciątkiem, Matce Boskiej z dużym Dzieciątkiem, Matce Boskiej Częstochowskiej oraz Matce Teresie. Na stoliku na tyłach rozłożonych jest kilkadziesiąt obrazków różnych świętych oraz kilkanaście czasopism, a do ściany przymocowana puszka z prośbą o – nie zgadniecie – pieniądze.
Relikwia Ojca Pio znajduje się w mosiężnej figurze. Nie wiadomo, czy jest to pozostałość pierwszego stopnia (krew, paznokcie itp.), drugiego (gacie, szczoteczka do zębów) czy najmniej ceniona, trzeciego – wytwarzana przez pocieranie przedmiotów dwoma pierwszymi.
Zamknięty za szkłem kilkunastomilimetrowy fragment płótna podpisany jest jako San Pio da Pietrelcina. Ten słynny fałszerz stygmatów, posiadający według siebie samego zdolność bilokacji, lewitacji i czytania w ludzkich umysłach, nie przewidział własnego ataku serca i zmarł w 1968 r.
Obok na ścianie, pod portretem Jana Pawła II wisi krzyż z równie małym jak u Pio płócienkiem, podpisany po łacinie jako „krew błogosławionego”. To jednak żaden cymes, bowiem podobnych relikwii porozwożono po Polsce wiele.
Całość na łamach