Polską rządzą durnie, złodzieje i szaleńcy.
Budowa bloku opalanego węglem w Elektrowni Ostrołęka (tzw. Ostrołęka C) miała według zapowiedzi PiS zapewnić Polsce bezpieczeństwo energetyczne i rozwój gospodarczy. Nic jednak z tego nie wyszło. W lutym 2020 r. rząd ogłosił, że wstrzymuje prace na placu budowy. Pozostał kac i miliardowa strata. Tyle bowiem pieniędzy wywalono w błoto.
Specjaliści pukali się w głowę, widząc szaleńcze poczynania PiS. Ostrołęka C była zarzuconym w 2012 r. pomysłem rządu PO-PSL, który zrezygnował z tej inwestycji ze względu na jej nierentowność. Sceptycy ostrzegali rządzących, że budowa bloku opalanego węglem – gdy Unia Europejska odchodzi od paliw kopalnych – jest szaleństwem. Elektrownia będzie skrajnie nieopłacalna – przyniesie prawie 7 mld zł strat, a więc więcej niż koszt jej budowy. Produkowany prąd będzie tak drogi, że nikt go nie kupi. Nie można też zapominać o zanieczyszczeniu środowiska i negatywnym wpływie na zdrowie milionów Polaków.
Wydawać by się mogło, że po kompromitacji i zmarnotrawieniu gigantycznych pieniędzy Morawiecki i spółka dadzą sobie na wstrzymanie, a sprawą zainteresuje się prokuratura. Nic z tego! Rząd podjął decyzję, że budowa będzie kontynuowana. Zamiast bloku opalanego węglem powstanie blok gazowy.
„Przestawienie projektu elektrowni Ostrołęka C z węgla na gaz to wyraz odpowiedzialności rządu PiS” – oświadczył w Sejmie wiceminister aktywów państwowych Maciej Małecki, a posłowie opozycji przecierali oczy ze zdumienia. Według Małeckiego winnymi niepowodzenia budowy bloku węglowego są Donald Tusk, Ewa Kopacz i Rafał Trzaskowski, którzy „oddali Komisji Europejskiej decydujący wpływ na polską energetykę”.
Można wzruszyć ramionami na brednie, które wygaduje wiceminister, jednak zapowiedzi utopienia kolejnych miliardów złotych w wątpliwą inwestycję muszą budzić niepokój. Budowa bloku gazowego jest skazana na porażkę. Zdaniem byłego senatora PiS Krzysztofa Majkowskiego to projekt polityczny. Majkowski jest energetykiem z 40-letnim doświadczeniem, pochodzi z Ostrołęki i wie, co mówi.
PiS twierdzi, że inwestycję można rozpocząć z marszu, gdyż podstawowe prace zostały już wykonane, np. drogi dojazdowe, place, wieże i fundamenty chłodni kominowej. Są to pobożne życzenia, gdyż od nowa należy opracować całą dokumentację projektową, uzyskać pozwolenie na budowę, pozwolenia środowiskowe oraz uzgodnienia z właścicielami gruntów, gdzie miałby przebiegać gazociąg. I co najważniejsze – inwestycja musi mieć zapewnione finansowanie, a z tym może być problem.
Szacuje się, że koszt budowy wyniesie ok. 3 mld zł. Przygotowanie całego procesu inwestycyjnego wraz z zakończeniem prac potrwa 5-6 lat, a zgodnie z zawartą umową „mocową” Ostrołęka C powinna zacząć produkować prąd od stycznia 2023 r. W przeciwnym razie zapłaci karę, która może wynieść nawet 500 mln zł.
Załóżmy, że jakimś cudem uda się Morawieckiemu ukończyć budowę w planowanym terminie. Okaże się wtedy, że elektrownia będzie stała bezużyteczna z powodu braku gazu!
Elektrownia będzie potrzebować ok. 1 mld m sześciennego gazu. Najbliższe ujęcia, z których można przesłać takie ilości paliwa, znajdują się w Ciechanowie lub Zambrowie (50 i 75 km w linii prostej od Ostrołęki), ale obydwa są częścią gazociągu jamalskiego, którym gaz z Rosji dla Polski będzie przesyłany tylko do końca 2022 r. PiS może oczywiście kupić rosyjski gaz od Niemców z tego samego rurociągu, ale po co w takim razie hucznie rozwiązano kontrakt jamalski, ogłaszając uniezależnienie się od Rosji?
Prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że lada dzień ruszy budowa gazociągu „Baltic Pipe”. Gazociąg ma zostać uruchomiony w październiku 2022 r., a jego roczna przepustowość to ok. 10 mld m sześciennych gazu. Gazoport im. Lecha Kaczyńskiego ma możliwość przyjęcia 6,5 mld m sześciennych rocznie. Wydobycie krajowe planowane jest na 3,8 mld m sześciennych. Sumując wszystkie dostawy, w 2023 r. będziemy mieli do dyspozycji ok. 20 mld m sześciennych gazu, a zapotrzebowanie wyniesie 25 mld m sześciennych, nie wliczając do tego Ostrołęki C. Aby uruchomić elektrownię, PiS będzie musiało zakręcić kurki indywidualnym odbiorcom albo przemysłowi. Do takich działań porównywalnych do sabotażu nie posunie się nawet prezes Kaczyński.
Mówiąc o politycznym projekcie budowy elektrowni, były senator PiS nie tylko ma na myśli wymowę propagandową przedsięwzięcia, ale też korzyści, jakie odnoszą jego dawni koledzy partyjni. Otóż za budowę elektrowni odpowiada specjalnie do tego powołana spółka – Elektrownia Ostrołęka. Jej prezesem jest Adam Galanek. Facet nie ma pojęcia o energetyce. Wcześniej szefował Ostrołęckiemu Towarzystwu Budownictwa Społecznego i bezskutecznie ubiegał się o mandat radnego. Prezes należy do PiS i zna się z posłem Arkadiuszem Czartoryskim, który uchodzi za pierwszego kadrowego w Ostrołęce. W zarządzie spółki zasiada też Janusz Kotowski, z zawodu katecheta i były pisowski prezydent Ostrołęki. Według nieoficjalnych informacji roczne wynagrodzenie prezesów wynosi kilkaset tysięcy złotych.
Całość na łamach