Nasze chrześcijańskie przedmurze runie prędzej czy później.
Wydarzenia na granicy białoruskiej ożywiły w propagandzie rządowej hejt antyemigrancki. Był stale obecny od słynnego już wystąpienia sejmowego doktora nauk prawnych Jarosława Kaczyńskiego sprzed dwóch lat. Dało ono sygnał do straszenia rodaków najazdem współczesnych Hunów, którzy nie chcą się asymilować, tworzą getta i dzielnice, rządzą się tam szariatem, roznoszą choroby i uprawiają terror. Ta siejąca panikę i nienawiść opowieść trafiła na podatny grunt, a teraz osiąga apogeum. Telewizji rządowej z tego powodu już nie sposób oglądać.
Na zdrowy rozsądek propaganda ta tchnie zadziwiającym nieuctwem, nawet w wykonaniu doktora nauk. W rzeczy samej czego on spodziewał się po migrantach, że migiem z wdzięczności za samo prawo do osiedlenia się nawrócą na katolicyzm, zaczną mówić językiem kraju osiedlenia, przyjmą jego obyczaje? Owszem, wielowiekowa historia licznych europejskich migracji poucza, że tak się stanie, ale nie natychmiast, lecz w wyniku długiego, czasami kilkuwiekowego procesu. Pierwszą reakcją migrantów w nowym otoczeniu, nawet upragnionym, jest poczucie zagubienia i niepewności oraz przemożna chęć zamykania się we własnym, znanym i bezpiecznym kręgu kulturowym, czyli w getcie.
***
1500 lat temu, u schyłku cesarstwa rzymskiego, zmiany klimatyczne w Azji i wysychanie pastwisk zmusiły tamtejsze ludy pasterskie do ekspansji terytorialnej na zachód w stronę Europy, na swój czas zamożnej i zagospodarowanej. Hordy tych azjatyckich pasterzy, konnych i bitnych, zmusiły osiadłe od wieków w Europie wschodniej i środkowej ludy germańskie i słowiańskie do ucieczki w stronę imperium rzymskiego. W różny sposób, czasem drogą wymuszenia zbrojnego (bitwa pod Adrianopolem w pobliżu Bosforu – 378 r.), częściej w drodze porozumienia i przyjęcia statusu sprzymierzeńców (foederati) Rzymu, plemiona te wkraczały do rzymskich prowincji i tam osiadały, Ostrogoci na Bałkanach, Wizygoci w Hiszpanii, Longobardowie w Galii przedalpejskiej, Burgundowie i Frankowie w Galii właściwej itd. Wandalowie osiadli w dzisiejszej Polsce ruszyli w stronę Hiszpanii i doszli aż do Maghrebu w Afryce, skąd 100 lat później wylądowali w Italii. Wszędzie tam powstały społeczności mieszane, złożone z ludności pierwotnej z czasów rzymskich i nowych migrantów.
Przez kilka pokoleń społeczności te żyły w prawnym odosobnieniu. W prowincjach rzymskich po upadku cesarstwa zachodnio-rzymskiego wykształciły się państwa sukcesyjne, w których inny system prawny obowiązywał ludność rzymską, dawniej osiadłą i zromanizowaną, a inny nowych przybyszy, Longobardów, Franków, Wizygotów. Władcy tych państw przy pomocy chrześcijańskich duchownych opracowywali i ogłaszali kodeksy, w których usiłowali te systemy prawne skorelować i stopniowo ujednolicać. Zajęło to około dwóch stuleci. Dopiero pod rządami Karola Wielkiego i jego następców społeczności te ujednoliciły się, a dawni migranci wtopili się w ludność wcześniej osiadłą. Po Frankach pozostała nazwa kraju zmieniona z Galii na Francję, ale język i kultura romańska przetrwały. W Italii Longobardowie pozostawili po sobie też tylko nazwę północnej prowincji – Lombardia. W Hiszpanii i na Bałkanach ślad po Gotach zanikł prawie zupełnie. W Polsce o Wandalach również się nie pamięta, pozostał po nich jedynie termin „wandalizm”, opisujący bezmyślne niszczycielstwo. Tylko pilni uczniowie historii skojarzą Wandali pozytywnie, jeśli zapamiętają, że w tytulaturze trzech polskich królów z dynastii Wazów powtarzało się: „Szwedów, Gotów i Wandali król dziedziczny”. Genetycy, badając genotypy Polaków, wykryli ostatnio w nich spore dziedzictwo właśnie Gotów i Wandali.
Całość na łamach