Przeklinanie podczas mszy jest bardziej szkodliwe społecznie niż próba podpalenia stacji benzynowej.
Węgorzewo. Jeziora, tawerny, rzygający żeglarze, 15 km od granicy z Rosją, 300 km od rogatek Warszawy. Z powodu trudnej sytuacji geopolitycznej w mieście zbudowano zamek krzyżacki oraz utworzono 11. Mazurski Pułk Artylerii im. gen. Józefa Bema z ośmioma osławionymi haubicami Krab na wyposażeniu. Po tym, jak Jarosław Kaczyński podczas prezentacji ustawy o obronie ojczyzny przespał się z Błaszczakiem, krabów przybędzie, ale zwykli Polacy będą mogli spać spokojnie, gdy jednocześnie ubędzie szkodników i wichrzycieli. A tych nie brakuje, w strategicznie położonym Węgorzewie także.
***
Do grona wrogów ojczyzny z pewnością należy zaliczyć Ryszarda H., mieszkańca Węgorzewa, który antypolską działalność rozpoczął od paradowania po ulicach miasta bez maseczki. Było to w czasach całkowitego lockdownu, trzecia fala koronawirusa zbierała śmiertelne żniwo i masek należało używać także na powietrzu. Na dodatek Ryszard H. przemieszczał się w towarzystwie pozbawionego maski kompana, przy czym powiedzieć, że panowie nie zachowywali dystansu społecznego, to nic nie powiedzieć, gdyż co chwila padali sobie w ramiona i odległość między nimi zamiast wymaganych dwóch metrów wynosiła najwyżej 2 cm, zaś podczas pocałunków à la Breżniew z Honeckerem – mniej niż zero.
Zagrożenie epidemiologiczne dostrzegł patrol policji. Towarzysz Ryszarda H. bez oporów podał dane osobowe, wdział dobytą z kieszeni maskę i przyrzekł, że będzie zachowywał przewidziany przepisami dystans. Ryszard H. stanowczo odmówił podania personaliów. Oświadczył, że to, co widać, to nie jego facjata, lecz maska i innej zakładać nie zamierza. Stwierdził także, że dystansu społecznego zachowywać nie będzie, bo konstytucja pozwala mu ściskać się na ulicy, gdy tylko ma na to ochotę i z kim popadnie. Ponadto odmówił okazania dowodu osobistego, twierdząc, że go przy sobie nie ma, choć dokument tożsamości ostentacyjnie dzierżył w prawicy, przekaz wzmacniając licznymi przekleństwami. Ryszarda H. zawieziono na dołek, ale gdy wytrzeźwiał, zwrócono mu wolność, nie bacząc na to, iż ciąg dalszy niechybnie nastąpi.
***
Ryszard H. udał się do ośrodka pomocy społecznej. Zażądał pieniędzy. Kazano mu wypełnić wniosek. Wypełnił. Zapytał, kiedy dostanie pieniądze. Usłyszał, że najpierw pracownik socjalny musi przeprowadzić wywiad środowiskowy. Ryszard H. potrzebował środków finansowych natychmiast, albowiem zamierzał zmniejszyć dystans społeczny z czekającym na niego przed ośrodkiem kompanem. Na wieść, iż będą się ściskać na trzeźwo, wściekł się i trzasnął drzwiami.
„Przyjdź na wywiad, to ci łeb ukręcę” – rzucił na korytarzu.
Powiadomiono policję. Zanim przybyli stróże prawa, Ryszard H. oddalił się wraz z kolegą.
***
Wkrótce pojawił się w okolicy kościoła świętych Piotra i Pawła. Przed późnogotycką świątynią nadział się na proboszcza. Powiedział, że nagrzeszył i pragnie się wyspowiadać. Proboszcz odparł, iż spowiedzi nie będzie, bo sakrament pokuty i pojednania w stanie nieświadomości jest nieważny. Ryszard H. poczuł się dotknięty do żywego, bo choć przed kościół zaszedł wprost z pobliskiego baru, uważał, że wciąż jest świadom różnicy między konfesjonałem a budką telefoniczną.
Na złość proboszczowi postanowił wziąć udział w mszy. Usiadł w pierwszej ławce. Czekał. Wreszcie nabożeństwo rozpoczęło się. Po kwadransie Ryszard H. skonstatował, że zamiast proboszcza celebransem jest wikary. Uznał to za przejaw dyskryminacji. Wstał i podszedł do ambony.
„Kurwa mać, gdzie jest proboszcz, dawać mi tu proboszcza!” – wrzasnął.
Atak na proboszcza to atak na fundament polskości, wierni więc wyprowadzili Ryszarda H. poza kościół. Ryszard H. jednego kopnął w udo.
Obrońca fundamentu przewrócił się w okolicy obrazu przedstawiającego pierwszy upadek Jezusa. Policja znów przybyła za późno.
***
Po ataku na kościół Ryszard H. postanowił zaatakować stację benzynową Orlenu, czyli ponownie na celownik wziął symbol polskości. Na stacji zatankował 3 litry piwa, zapalił papierosa i podszedł do dystrybutora z gazem. Próba uruchomienia zakończyła się fiaskiem, przemieścił się więc ku stanowisku z benzyną. Zaciągnął się, po czym na żarzącego się papierosa zaczął lać paliwo. Zapłon nie nastąpił, wobec czego Ryszard H. zatankował jeszcze pół litra piwa. Płacąc, ujawnił pracownikowi stacji, że pragnie dokonać samospalenia, protestując w ten sposób przeciwko opresyjnemu państwu.
To, że podpalanie się jest bardziej zaraźliwe niż koronawirus, wiadomo od czasów Czecha Jana Palacha, który zaraził się od naszego Ryszarda Siwca, a potem pociąg do ognia przeniósł na dwudziestu sześciu swych rodaków, z których siedmiu z powodzeniem zostało żywymi pochodniami i wyzionęło ducha.
Ryszard H. bakcyla załapał od Piotra S., zwanego Szarym Człowiekiem, z tym że pojawili się policjanci i zapałali spóźnioną, acz szczerą chęcią definitywnego przymknięcia Ryszarda H., zanim stanie się gorejącym krzewem.
Całość na łamach