Polacy do piachu – NIE

Zguby polskie: udar, zawał, patriotyzm.

Każdego dnia, gdy Ministerstwo Zdrowia podaje informacje o śmiertelnych przypadkach związanych z koronawirusem, pojawia się obowiązkowa formułka mająca uspokoić społeczeństwo, że większość umarlaków miała choroby współistniejące. Ciemny lud to kupuje, radując się, że to go nie dotyczy i nie wnikając, o co chodzi, ale już niedługo przekona się na własnej skórze, jak wygląda brutalna rzeczywistość.

 

Niewydolni

Z powodu COVID-19 zmarło na razie 3212 osób (stan na 14 października 2020 r.). Niewiele, bo liczba zakażonych też jest jeszcze niewielka – ponad 150 tys. odnotowanych przypadków. W Hiszpanii zarejestrowano ponad 33 tys. zgonów przy prawie 900 tys. przypadków zarażenia koronawirusem. Wkrótce w statystykach przegonimy Hiszpanów. Specjaliści (np. prof. Andrzej Bednarek z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi) alarmują, że do końca 2020 r. połowa Polaków (około 19 milionów) zostanie zakażona. Już za 2-3 tygodnie służba zdrowia stanie się niewydolna. Z powodu braku miejsc, personelu i sprzętu ludzie będą umierać w szpitalnych poczekalniach, w domach i na ulicach.

 

Schorowani

Z danych Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że Polacy są najbardziej schorowaną nacją w Europie. Mężczyźni żyją o 4,5 lat krócej niż wynosi średnia długość życia mieszkańców Unii Europejskiej, przy czym różnica w stosunku do najdłużej żyjących mieszkańców Włoch wynosi 6,8 lat. W przypadku kobiet różnice są mniejsze i Polki żyją przeciętnie o prawie 2 lata krócej niż wynosi średnia długość życia dla ogółu mieszkanek Unii, a o ok. 4,1 lat krócej niż kobiety w Hiszpanii, które żyją najdłużej.

Choroby układu krążenia (m.in. choroba wieńcowa, niewydolność serca, miażdżyca, zawał serca, udar mózgu) sieją spustoszenie w narodzie. Każdego roku z ich powodu umiera około 180 tysięcy osób. Lekarze szacują, że nawet 15 milionów Polaków choruje na nadciśnienie tętnicze, które prowadzi m.in. do zawału serca i udaru mózgu. Większość ludzi nawet nie wie o dolegliwościach lub je bagatelizuje. Prof. Marian Zembala, wybitny kardiochirurg i były minister zdrowia, przyznał, że nie rozpoznał w porę niepokojących objawów – zawrotów i bólów głowy. Podczas pobytu w Paryżu na posiedzeniu Europejskiego Towarzystwa Kardio-Torakochirurgów profesor niespodziewanie zasłabł. Okazało się, że przyczyną był udar mózgu. Tylko szybka i fachowa pomoc uratowały mu życie. Profesor musi poruszać się na wózku inwalidzkim. Doznał niedowładu ręki i nogi, paraliżu lewej części ciała. Jako udarowiec Zembala jest w grupie ryzyka. Gdyby zaraził się koronawirusem, będzie miał niewielkie szanse na przeżycie.

Załóżmy bardzo optymistycznie, że z 15 milionów Polaków, którzy cierpią na nadciśnienie tętnicze, koronawirusem zarazi się tylko 500 tysięcy, to będziemy mieli 100 tys. ciężkich przypadków wymagających podłączenia do respiratora. Tymczasem takich urządzeń przewidzianych dla chorych na COVID-19 jest według zapewnień resortu zdrowia ledwie 900, w większości już zajętych. Trupy będziemy liczyć w dziesiątkach tysięcy.

 

Całość na łamach