Jak szybko przejść do historii.
Spoza granicy dochodzą informacje, że rosyjskie bombowce strategiczne Tu-160 latają nad Białorusią. Jak zapewnia rosyjskie Ministerstwo Obrony, „ten krok nie jest wymierzony w żaden inny kraj”. Yhm! Rosyjscy piloci odstawili alkohol i opiaty i aby się wyluzować, pomyśleli, że można polatać. Np. nad Białorusią.
Narodowi zwyczajnie znudziło się oglądać w telewizorach szybowce oraz słuchać Chóru Aleksandrowa. Samoloty z bombami atomowymi na pokładzie nie są może tak ciekawe jak ufospodki, ale perystaltykę jelit mogą przyspieszyć. I o tę właściwość gastroterapeutyczną zasadniczo dowódcom Wojennoj-wazdusznoj Siły chodzi.
Jakieś 2 tygodnie temu Wolfgang Ischinger, bardzo ważny Niemiec, opowiedział się przeciwko pozbyciu się broni nuklearnej z terytorium Niemiec i użyczeniu jej Polakom. O! Dlaczego akurat teraz Niemcom przychodzą takie pomysły do głowy, gdy te bombowce latają nad Białorusią? Może wynikało to z jego niemieckiego horoskopu albo może z kimś na ten temat rozmawiał?
Jakkolwiek posiadanie bomb atomowych przez Polskę zdawało się pomysłem do niedawna szalonym, w obecnych czasach, gdy udowadniamy światu, że nie jesteśmy eunuchami ani nie ciotami przebranymi w kobiece szaty, tylko narodem z jajami, to wymagałoby to szerszej debaty publicznej. Niech by zwykły człowiek miał większe niż fragmentaryczne rozeznanie i władzę sądzenia na miarę oddania swojego wyborczego głosu właściwej stronie. Uczyńmy jej początek.
Maszyna zagłady – prosta i przekonująca
Bombę atomową wymyślono dla pożytku ludzkości w Ameryce, gdzie powstało też wiele innych praktycznych rzeczy, jak choćby „Playboy”, papierosy, AIDS i homoseksualizm.
Była boskim darem o wymiarze tego, jakim kiedyś ludzkość uszczęśliwił Prometeusz. Jej pierwszy wybuch nazwano „Nowym Świtem”. Praktycznie użyto jej 2 razy – przeciwko cesarzowi Japonii. Cesarz przetrwał, ponieważ zajmował się właśnie wtedy, gdy bomby spadały, doskonaleniem w japońskim malarstwie suibokuga – będącym sztuką malowania na papierowej serwetce tuszem z popiołu i wody charakterystycznych, prostych i schematycznych motywów roślinnych, nacechowanych umiarem, skromnością i precyzją.
Zginęło 170 tysięcy Japończyków i żaden Amerykanin. Korzyść była taka, że gdyby nie te bomby. Amerykanie i Japończycy musieliby się zabijać w dużo trudniejszych warunkach i poległoby ich więcej. Chodziło o szybkie zakończenie wojny.
Wybuchy jądrowe ułatwiły zatem cesarzowi podjęcie decyzji o kapitulacji Japonii, na którą czekał w zasadzie od momentu, gdy wojnę rozpoczął. Hirohito bowiem był urodzonym pacyfistą, uzdolnionym poetą i malarzem. Jak wykazało potem amerykańskie śledztwo, nie chciał żadnej wojny. Amerykanie uniewinnili go od odpowiedzialności za nią, dzięki czemu panował jeszcze 46 lat od jej zakończenia.
W każdym razie niejeden więzień obozu koncentracyjnego, gdyby miał wybierać zamiast komory gazowej, zapewne zdecydowałby się na bombę, od której śmierć jest niczym orgazm. Błyskawiczna, bezbolesna i zapewne nieuświadomiona. Bum i już! Twoja nieśmiertelna dusza opuściła doczesne popioły, aby wznieść się ku niebu. Duża oszczędność na kosztach pochówku. No, chyba że przeżyłeś i umierałeś od oparzeń lub choroby popromiennej.
Witajcie, najdrożsi!
Kto stoi za sugestiami, iż czeka nas jaśniejsza przyszłość w świetle grzybów atomowych III wojny światowej?
Zdaniem naszych rozmówców podobne życzenia nadal rozsiewa ambasador RP przy NATO Tomasz Szatkowski, ten sam, który ongiś, przy Macierewiczu, domagał się bomb atomowych, potem przetrwał w Ministerstwie Obrony Narodowej, a teraz jest gdzie powiedziano. „Zakup tomahawków przez Polskę miałby jednak szczególny sens, gdyby był on elementem reformy programu współdzielenia taktycznej broni nuklearnej NATO” – miał był mówić całkiem niedawno Szatkowski.
W gruncie rzeczy to jednak bez znaczenia, czy jakieś tajne rozmowy w sprawie się toczą, czy nie, biorąc pod uwagę system władzy w Polsce.
Wystarczy, że jednemu facetowi z Żoliborza przyśni się duch zniszczenia, Samael zwany Jadem Boga, który mu każe wypożyczyć atomówki.
Ten zaordynuje zamontować przy łóżku 3 guziki. Wciskając paluchem, odpali rakietę balistyczną z głowicą 50 kiloton „Jan Paweł II”, która walnie w Moskwę. Termojądrówka B-61 „Prezydent Lech Kaczyński” spadnie na Smoleńsk. Międzykontynentalnym pociskiem balistycznym „Matka Boska Królowa Polski” jebnie dla zmyłki w Iran. I nikt nie będzie miał nic do gadania.
Całość na łamach