Rzeczpospolita zboczeńców – NIE

Swingująca polska laska.

 

Jedną z supermocy religijnej prawicy jest upolitycznianie wszelkich tematów, które z natury polityczne nie są. Na pierwszym miejscu jest – oczywiście! – seks. Zdawałoby się kwestia całkiem prywatna. Tymczasem polski dyskurs polityczny osiągnął jakiś magiczny poziom, w którym to, kogo i jak kochamy, warunkuje nie tylko naszą moralność – cokolwiek to znaczy – ale i nasz patriotyzm. Gdy Jarosław Kaczyński ogłasza, że PiS „chce Polski opartej o tradycyjną rodzinę”, a rodzina to „jeden mężczyzna i jedna kobieta w stałym związku oraz ich dzieci”, nie pozostawia wątpliwości, że ci, którzy dokonują innych wyborów, nie są dobrymi Polakami.

Bycie dobrym Polakiem jest jednak strasznie smutne.

 

„Najtrudniej było mi znaleźć tzw. klasyczną parę, czyli mąż, żona, dzieci, seks na wyłączność, żadnych zdrad i żadnych ekscesów. Przy czym: koniecznie szczęśliwi, to znaczy zadowoleni, bliscy sobie, realizujący się w związku” – mówił w wywiadzie dla Onetu Remigiusz Ryziński, autor książki „Moje życie jest moje”, opowiadającej o seksie Polaków. Seksie zdecydowanie niepatriotycznym.

Bohaterowie Ryzińskiego – prawdziwi, to książka oparta na obserwacjach i rozmowach – odnajdują szczęście w swingu, dziwkarstwie, tańcu erotycznym, dominacji i uległości. Oraz w sodomii. W wywiadzie Ryziński wspomina, że w książce jest jedna „normalna para”: szczęśliwa w monogamii bez zdrad i ekscesów, ale szczerze mówiąc, przy czytaniu ją przeoczyłam. Dziwne, bo to prawdziwy jednorożec…

To, co mnie w książce oczarowało, to odwaga, z jaką autor (a w zasadzie jego bohaterowie) podważają ten namalowany przez prezesa ideał.

Emma, dominująca w życiu i uległa w seksie, mówi, że szczytem jej związku z obecnym mężem była ich pierwsza wspólna noc, a „wszystko to przyszło później – miłość, dziecko, życie rodzinne i rodzina – wszystko, absolutnie wszystko – było od niej gorsze”. Przyznanie, że zajebisty seks z nieznajomym jest dla kobiety cenniejszy od macierzyństwa, wymaga sporej odwagi, ale jest także drogą do szczęścia. Para odnalazła sens życia i bycia ze sobą w swingu, czyli w seksie z innymi uprawianym za wiedzą i zgodą, a często także na oczach partnera. W katomowie: w orgiach.

Opowieść Ryzińskiego pozbawia je zresztą tej złowieszczości, która otacza koncept „orgii” w umysłach ludzi ukształtowanych przez „katolicką etykę seksualną”. Przeurocza jest historia z urodzin jednej ze swingerek, na których bawili zarówno ludzie „z klimatu”, jak i „cywile”. Po pewnym czasie nieco już rozochocone towarzystwo swingersów postanowiło skręcić jakąś akcję, ale jasne było, że musi się odbyć z dala od normalsów. Zwoływali się zatem na piętro hasłem: „Żyrafy wchodzą do szafy”.

 

Choć oczywiście prawdziwi Polacy znaleźliby w książce złowieszcze oznaki: np. Jasiek, 6-letni synek Emmy i jej męża Karola, mieszkający w wielopokoleniowym domu – z rodzicami, bratem przyrodnim i dwiema babciami w willi na Pradze – uwielbia bajki, w których ktoś umiera, fascynują go dinozaury (które przecież wymarły), Halloween i martwy Jezus na krzyżu. Z tego nie może wyrosnąć normalny dorosły.

Otwartość związku źle wpływa także na przyjaźnie z ludźmi o innych obyczajach. Gdy Emma próbuje wytłumaczyć parze przyjaciół, dlaczego ważne jest, żeby mąż zabierał ze sobą na weekend zapas prezerwatyw, przyjaciółka zręcznie zmienia temat: „Upiekłam na święta ciasto, murzynka. Pyszne, co nie? Kochanie, powiedz, że pyszne”.

Swing – uprawiany jako sposób na dodanie pikanterii małżeństwu – jest tylko jednym z opisywanych przez Ryzińskiego stylów życia. Z pisowskiego punktu widzenia w pewnym sensie nie najgorszym; dopuszcza bowiem i małżeństwo, i dzieci, i generalnie całą rodzinną nadbudowę nad seksem. Inni protagoniści kurwią się zupełnie bezproduktywnie.

 

Całość na łamach