ŚWIAT LĄDUJE W PISDU – NIE

Prawie 100 mld zł do przewalenia! Władza będzie robić interes stulecia z najbardziej skorumpowaną na świecie elitą polityczno-biznesową.

 

Centralny Port Komunikacyjny (CPK), poroniony wytrysk kompleksów Kaczyńskiego i spółki, ma być jednym z większych lotnisk na świecie. Całość (wraz z inwestycjami towarzyszącymi – drogami, liniami kolejowymi) pochłonie 94 mld zł, z czego 13 mld wydane zostanie w pierwszym etapie – do roku 2023.

 

Doradcą strategicznym CPK jest główne międzynarodowe lotnisko w Korei Południowej Incheon International Airport. Teraz do inwestycji ma przystąpić rząd w Seulu. Według doniesień medialnych lada dzień zostanie zawarta umowa międzyrządowa „o wzajemnej współpracy”. Koreańczycy zainwestują i częściowo sfinansują budowę lotniska. W uroczystości podpisania umowy mają wziąć udział najwyższe władze państwowe, m.in. premier Korei Południowej Chung Sye-kyun, a także tamtejszy minister infrastruktury i transportu Byeon Chang-heum oraz prezes lotniska Incheon Kyung Wook Kim. Do Polski koreańscy dygnitarze nie przylecą, z powodu COVID-19 wszystko odbyć ma się zdalnie w sali notowań Giełdy Papierów Wartościowych.

 

Wybór takich partnerów może nieco dziwić. Incheon International Airport jest co prawda jednym z większych lotnisk przesiadkowych w Azji, ale Koreańczycy z Południa nie są światową potęgą gospodarczą, a tylko współpraca z takim państwem mogłaby przynieść długofalowe wymierne efekty. Współwykonawcami CPK mieli być Chińczycy, ale – jak stwierdził enigmatycznie wiceminister infrastruktury Marcin Horała – „różnice w filozofii zarządzania nowym lotniskiem są zbyt duże, by były do zaakceptowania przez stronę polską”.

Być może PiS i Koreańczyków połączyła chęć do wzbogacania się na boku. Następna taka okazja może się już nie nadarzyć. Zapomnijcie o gównianych szwindlach z respiratorami i maseczkami. Nastał czas prawdziwych żniw. Mając prawie 100 mld zł do wydania, pisowcy będą mogli zrobić deal z zawodowcami. Nikt nie ma tak lepkich rąk i smykałki do lewych interesów jak elity polityczno-biznesowe Korei Południowej.

 

Republika Korei miała (łącznie z obecnym) dwunastu prezydentów. Większość z nich była zamieszana w skandale korupcyjne. W 1995 r. aresztowano Chun Doo-hwana, który piastował stanowisko prezydenta w latach 1980-1988. oraz jego następcę – Roh Tae-woo. Wytoczono im proces o łapówkarstwo, korupcję i bunt przeciwko legalnej władzy. Chun został skazany na karę śmierci, Roh na 22,5 roku więzienia.

Zostali ułaskawieni przez kolejnego prezydenta – Kim Young-sama – który także był zamieszany w aferę korupcyjną. Uniknął procesu, ale został zmuszony do odejścia ze stanowiska.

Kim Dae-jung (rządził w latach 1998-2003) co prawda nie został oskarżony o korupcję, ale jego dwaj synowie zostali skazani za łapówkarstwo.

Jego następca Roh Moo-hyun popełnił samobójstwo, skacząc w przepaść. Z listu pożegnalnego wynikało, że przyczyną odebrania sobie życia była choroba, ale wielu komentatorów wiązało jego śmierć z zarzutami o korupcję wysuwanymi wobec niego i członków jego rodziny.

Park Geun-hye, pierwsza kobieta na stanowisku prezydenta (lata 2013-2017), też skończyła marnie. Została skazana na 22 lata więzienia m.in. za korupcję i płatną protekcję.

W afery korupcyjne zamieszani byli premierzy, ministrowie i ich doradcy, a także szefowie największych koncernów takich jak Samsung, LG czy Hyundai. Ci ostatni nie trafili jednak za kratki, korzystając z zawieszenia kary lub ułaskawienia przez prezydenta.

 

Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości Republiki Korei ponad 4 tysiące urzędników państwowych było ściganych z powodu nadużycia władzy, przekupstwa, przywłaszczania lub sprzeniewierzenia oraz fałszowania oficjalnych dokumentów. Wśród nich znajduje się 250 byłych lub obecnych posłów do Zgromadzenia Narodowego.

Specjaliści wskazują, że głównymi przyczynami korupcji w Korei są zakorzeniony system światopoglądowy i nepotyzm. Konfucjanizm ceni wzajemność, ideę polegającą na tym, że trzeba odpłacać się innym za dobre traktowanie. Jest to dobra rzecz, ale niekoniecznie w polityce i biznesie. Może to prowadzić do tego, że urzędnik lub menedżer będzie oczekiwać czegoś w zamian za swoje przychylne decyzje. Również petenci lub biznesowi kontrahenci zaczną wręczać łapówki, wiedząc, że druga strona poczuje się zobowiązana do zwrotu przysługi. Powszechne jest, że stanowiska w rządzie, administracji państwowej i w koncernach obsadza się krewnymi lub przyjaciółmi. Menedżerowie, kierownicy i urzędnicy niższych szczebli zatrudniają przyjaciół, znajomych ze studiów czy ze szkoły. Ci zatrudniają swoich znajomych i w ten sposób tworzy się zwarta sieć lojalności. Przypomina to Polskę. Tyle tylko że nad Wisłą trudniej o lojalność, bo skonfliktowane sitwy żrą się, walcząc o wpływy.