Szczęście na 40 procent – NIE

Poczucie szczęścia kosztuje nas 38 mld zł rocznie. Aby osiągnąć wszechpolski absolut, dołożyć musimy jeszcze 4 flaszki.

W naszym nowoczesnym państwie, osiągającym coraz wyższe wskaźniki dobrobytu, tradycyjne obszary statystyki ekonomicznej przestają być już tak istotne. Twierdzenie, że pieniądze dają szczęście, staje się nieprawdziwe. Wulgarni ekonomiści czasów tokarki i pługa, mniemający, że szczęście człowiecze jest prostą funkcją dochodu, przestają mieć rację. Wszystkie dzieła klasycznej ekonomii – „O bogactwie i nędzy narodów”, „Potęga pieniądza” – wsadźcie sobie w buty.

 

Pieniądze szczęścia nie dają

W istocie jest tak, że powyżej pewnego progu zarobków, które w Polsce oszacowano na 7 tys. zł stałego miesięcznego dochodu na głowę, poziom zadowolenia z życia nie rośnie. Pamiętaj o tym, widząc faceta, który wyprzedza nowym bentleyem twojego 18-letniego passata. Jego życie może być równie smutne jak Wehrmachtu pod Stalingradem.

W czasach gdy dochody budżetu państwa biorą się z VAT-u od zakupów poczynionych przez ludzi pozostających na zasiłkach, najbardziej dochodowym, jak wynika ze statystyk, jest nic nieprodukujący przemysł bankowy (po angielsku nawet na to mówią „bank industry”), a wystarczającą siłę roboczą zapewniają turyści z Ukrainy, śmiało można stwierdzić, że staliśmy się społeczeństwem postindustrialnym i postmaterialnym.

Do jego badania adaptować należy metodologię tzw. ekonomii szczęścia, której podstawowym przedmiotem zainteresowania jest dobre samopoczucie, jakość życia w sensie biologicznym i zadowolenie.

Dyscyplina ta, stosunkowo młoda, wypracowała już sobie takie naukowe konstatacje jak: wskaźnik oryginalnego postępu, szczęście narodowe brutto, indeks szczęśliwej planety, światowy wskaźnik szczęścia, zadowolenie z wypoczynku, subiektywna satysfakcja z życia, indeks miejsc urodzenia.

Jest już przedmiotem żywego zainteresowania władzy światowej. Nie na darmo bowiem ONZ drukuje doroczny „World Happiness Report” („Światowy raport szczęścia”), z którego wynika, że najszczęśliwsi są Finowie, a najbardziej przejebane mają mieszkańcy Sudanu, gdzie aborcja powinna być najlepszą opcją życiową.

Aby dognać Finów, w takich mocarstwach jak Arabia Saudyjska oraz Bhutan powołano ministerstwa do spraw szczęścia, w których urzędnicy pracują w departamentach do spraw „Szczęśliwych i pozytywnych usług”, „Konsultingu szczęścia i pozytywności”, „Godzin radości”, ”Zadowolenia pracowników”. Ministrowie najbardziej zasłużonym przyznają nawet „Ordery Bohaterów Szczęścia i Pozytywności” – to u Arabów.

Rządy zacniejszych państw, które unikają ostentacyjnej dosłowności, finansują różnego rodzaju instytuty badania nad szczęściem – np. w Danii, Niemczech i USA.

W naszym zacnym tradycyjnym społeczeństwie nie ma jednej instytucji zajmującej się zadowoleniem i szczęściem Polaków. Zadanie to jest zdywersyfikowane. Wykonywane z najwyższą starannością przez policję drogową, straże miejskie, sądy, ZUS, prokuratury, urzędy skarbowe, zakłady opieki psychiatrycznej, parlament oraz episkopat.

Jednak krajowi naukowcy nie próżnowali. Tzw. Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS), jak się okazuje, od 1994 r. prowadzi badania nad szczęściem Polaków, roboczo określane jako „pomiary ogólnego zadowolenia z całego życia Polaków”.

Z wykresu wynika, że Polacy nigdy nie byli specjalnie nieszczęśliwi. Jednak poziom szczęścia wyrażanego w procentach populacji może nie dynamicznie, ale rośnie. W 1994 r. wynosił on 53 proc., w 2019 r. 83. To znaczy, że przybyło 30 procent szczęśliwych Polaków! Biorąc pod uwagę, że ludność kraju w tym czasie specjalnie się nie zmieniła (odrobinę zmalała), wzrost poziomu zadowolenia społeczeństwa uznać należy za istotny i rzeczywisty.

 

Nie matura

Jak wszyscy wnikliwi i miłujący prawdę socjolodzy,

poszukiwaliśmy przyczyn tego stanu radości, czyli korelacji właściwej. W badanym okresie poziom religijności zmalał, a ateizmu wzrósł. Ale raczej jest to skutek niż przyczyna. Znajdujący raj na ziemi przestają marzyć o nim po śmierci.

Nie wzrosła w tym samym czasie szczególnie liczba samochodów. Średnio każda polska rodzina posiadała jeden pojazd z kawałkiem mniejszym lub większym.

Niezadowolenie z sytuacji politycznej utrzymywało mniej więcej wartość constans. Więcej z nas gardziło politykami niż poważało to, co czynili.

Spadło bezrobocie, ale nie w takim stopniu, jak wzrosło szczęście. W telewizji jest więcej reklam pasty do zębów, szamponu i płatków zbożowych, lecz spożycie tych artykułów istotnie nie wzrosło.

Podniosło się wykształcenie społeczeństwa, lecz z innych badań wynika, że w grupie jajogłowych okularników zadowolenie raczej spadło. Wzrosło wśród osobników z większą dozą ignorancji.

Przybyło rozwodników, pedofilów w Kościele i zdaniem niemieckiego Federalnego Instytutu Badania Lasu Śniegu i Krajobrazu zimy w Europie środkowej są łagodniejsze. Średnia roczna temperatura wyższa. To jest właśnie ten moment, że się wie, ale nie rozumie.

 

Całość na łamach