Historia utopią się toczy. Ludzkość od utopii do utopii kroczy. Bez względu na liczbę ofiar.
Nie sięgając zbyt daleko: utopią był komunizm, który został zaatakowany przez utopijny hitleryzm. Nazizm przegrał z utopijnym socjalizmem, który jako jedyny uznał swoje błędy w założeniach i utopił się sam. Następnie utopie postępowały szybko: „Nie ma wolności bez »Solidarności«”, „Zero tolerancji dla korupcji”, „Chrystus Królem Polski”…
Każde wybory polityczne ktoś wygrywa jakimś utopijnym programem. Żaden w istocie się nie spełnił, ponieważ z innej strony byli jacyś antyutopiści, z potencjałem władczym, zdolni do utrzymania zgniłego kompromisu.
Utopie są niebezpieczne. Jednak łatwo je rozpoznać. Mają charakterystyczny element reprezentowany przez cyfrę zero.
Komunizm: zero bezrobotnych, zero prywatnej własności, zero religii. Hitleryzm to zero Żydów, a narody inne niż Niemcy to same zera. Każda utopia obiecuje ostateczne rozwiązanie jakiejś kwestii, które oczywiście nie może nastąpić.
Fałszywym przeświadczeniem utopistów jest to, że coś takiego jak zero istnieje lub istnieć może. Ponad wszelką wątpliwość, tak na gruncie spekulacji intelektualnych, jak i działań eksperymentalnych wykazano bowiem, że pusta przestrzeń, zero, czyli nic, nie istnieją. To nie natura nie znosi próżni w dosłownym i przenośnym znaczeniu. Ona jej w ogóle nie wytworzyła. Dlatego ludziom przez miliony lat nie udawało się wymyślić zera. Zrobili to dopiero Hindusi, którzy w ogóle wymyślili wiele pojęć ocierających się o uczciwość, vide reinkarnacja.
Teraz już mogę zadać cios w trzewia, żeby się zesrało, „nowej globalnej doktrynie”, jak ją nazywa Komisja Europejska, kompleksowej strategii gwarantującej lepszy standard życia, sprawiedliwy handel, nową etykę i fundamentalną zmianę filozofii istnienia naszego gatunku od Ustrzyk po kanał La Manche – zwaną „Zero Waste”. Czyli „brak odpadów” lub „gospodarkę obiegu zamkniętego”, tudzież „bezemisyjną”.
Zeroemisyjność cywilizacji osiągniemy w 2050 r., policzyli za pomocą Excela fantaści z Unii Europejskiej. Jest to o tyle frapujące, że Unia nie opiera się na gospodarce planowej, niczym kraje wspólnoty socjalistycznej, tylko na wolnym rynku. Na swobodzie działalności gospodarczej, wolności konkurencji, pojedynkach pomysłów i idei. Na wielotorowości technologicznej i wszechstronności innowacyjnej. Ogólnie: na chaosie – będącym przeciwieństwem planowania.
Paradygmat zeroemisyjności brzmi, że wszystko zostało już wyprodukowane. W zasadzie gdyby nie fakt, że rzeczy się starzeją, niszczą i amortyzują, przemysł można byłoby zlikwidować lub przenieść do Chin. Już i tak się namęczył w Europie wystarczająco, abyśmy posiadali to, co posiadamy, w nadmiarze. Nadmiar skutkuje otyłością i rozpasaną konsumpcją.
Możemy to ewentualnie ścierpieć, pod warunkiem że zapierdalają Chińczycy. Ale tylko ci przestrzegający praw człowieka.
W roku 2050 kopalnie wszelkich kopalin będą niepotrzebne, bo wszystko, co potrzeba było wykopać, będzie już na powierzchni. Trzeba tego używać po raz kolejny i po raz kolejny, i tak w koło Macieju.
Śmiertelnymi wrogami zerowastowców są: plastik i dwutlenek węgla. Wszyscy, którzy popierają te żywioły, są zasadniczo odszczepieńcami ogarniętymi w najlepszym razie konfliktem z własnym umysłem oraz zamiarami Stwórcy. Prowadzą człowieczeństwo ku katastrofie.
Nie są to bynajmniej poglądy ekoćpunów pukających swoje siostry. Ale modus vivendi nadętego, dumnego, dobrze odżywionego rukolą i innym białkiem roślinnym establishmentu urzędników z budynku Komisji Europejskiej w Belgii, mówiących na ogół po brukselsku. Mają oni większy wpływ na dzieje świata niż niejeden elektorat.
Całość na łamach