Wielki Brat Prezes – NIE

Ostrzegamy! Po utworzeniu specjalnej jednostki policji do walki z cyberprzestępczością pisowska sitwa będzie inwigilować na całego.

 

Premier Morawiecki wspólnie z szefem MSWiA Kamińskim zapowiedzieli powołanie kolejnej służby specjalnej – Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości (CBZC), jednostki policji odpowiedzialnej za rozpoznawanie, zapobieganie i zwalczanie cyberprzestępczości.

CBZC ma być jednostką elitarną z własnym komendantem, budżetem (ok. 500 mln zł), odrębną ścieżką naboru i odrębną siatką płac, a wynagrodzenia policjantów mają wynosić 10-15 tys. zł netto miesięcznie. Dużo jak na zarobki w policji i niewielkie, gdyby porównać je do wynagrodzeń, jakie mają specjaliści od cyberbezpieczeństwa w prywatnych firmach.

CBZC ma – wedle zapowiedzi – przeciwdziałać wyłudzeniom, kradzieżom i atakom hakerskim przeprowadzanym także spoza terytorium Polski, a jego funkcjonariusze – co przyznano wprost – zajmować się będą działaniami operacyjno-rozpoznawczymi, czyli szeroko pojętą inwigilacją obywateli. Znając kulawe prawo regulujące inwigilację i nadużycia pisowskich służb w tym zakresie, łatwo przewidzieć, że nowa jednostka będzie wykorzystywana do śledzenia i zbierania haków na przeciwników władzy. Bo po cóż innego powoływać kolejną specsłużbę, skoro w policji działają z powodzeniem wydziały do walki z cyberprzestępczością.

Od lipca 2018 r. obowiązuje ustawa o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa, na podstawie której powołano 3 wyspecjalizowane Zespoły ds. Reagowania na Incydenty Bezpieczeństwa Komputerowego (Computer Security Incident Response Team – CSIRT).

I tak CSIRT NASK, prowadzony przez Naukową i Akademicką Sieć Komputerową – Państwowy Instytut Badawczy, odpowiada za koordynację i reagowanie na incydenty zgłaszane m.in. przez jednostki samorządu terytorialnego, jednostki budżetowe, uczelnie publiczne, część urzędów państwowych, spółki i obywateli.

CSIRT GOV prowadzony jest przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i nadzorowany przez Ministerstwo Cyfryzacji. Do jego głównych zadań należy dbanie o bezpieczeństwo informatyczne usług, obiektów i właścicieli wchodzących w skład infrastruktury krytycznej, czyli m.in. organów administracji rządowej, sądów, Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Banku Polskiego czy Banku Gospodarstwa Krajowego.

Z kolei CSIRT MON podlega Ministerstwu Obrony Narodowej i odpowiada za bezpieczeństwo podmiotów podległych MON oraz przedsiębiorstw zbrojeniowych.

Zespoły CSIRT współpracują ze sobą, realizując zadania na rzecz przeciwdziałania zagrożeniom cyberbezpieczeństwa, a także reagowania w przypadku ataków hakerskich. Czyli Polska ma odpowiednie służby do walki z cyberprzestępczością. Należy podchodzić ostrożnie do mętnych zapewnień polityków PiS o tym, że CBZC ma służyć bezpieczeństwu obywateli.

Takie obawy są jak najbardziej uzasadnione. Odkąd Kaczyński i spółka doszli do władzy, Polacy są coraz bardziej inwigilowani. W 2016 r. zwiększono uprawnienia służb, które mogą m.in. pozyskiwać dane o obywatelach za pomocą stałych łączy internetowych, bez konieczności składania wniosków do dostawców usług telekomunikacyjnych.

Mogą więc zbierać dane nie tylko wówczas, gdy jest to konieczne do wykrywania najpoważniejszych przestępstw i jedynie wtedy, gdy inne metody są nieskuteczne, ale także wtedy, gdy jest to dla służb po prostu wygodne.

PiS już nawet nie ukrywa, że na potęgę inwigiluje.

Gdy wyszło na jaw, że uczestnicy pokojowych demonstracji w obronie niezależności sądów (m.in. parlamentarzyści, a nawet młodzież, która spotkała się w kawiarni ze Zbigniewem Hołdysem) byli inwigilowani przez policję, ówczesny szef MSWiA Brudziński bredził, że stróże prawa dbali w ten sposób o ich bezpieczeństwo (sic!). W policyjnej operacji o kryptonimie „Sejm” uczestniczyli policjanci z Wydziału do walki z Cyberprzestępczością, śledząc w internecie wpisy osób uczestniczących w protestach. Tymczasem zgodnie z ustawą o policji czynności operacyjno-rozpoznawcze (czyli inwigilację) można prowadzić tylko w celu rozpoznawania, zapobiegania i wykrywania przestępstw i wykroczeń, poszukiwania osób ukrywających się przed organami ścigania lub wymiarem sprawiedliwości, poszukiwania osób, które wskutek wystąpienia zdarzenia uniemożliwiającego ustalenie miejsca ich pobytu należy znaleźć w celu ochrony ich życia, zdrowia lub wolności.

Pisowska sitwa nie ma żadnych oporów przed inwigilacją obywateli. Za ponad 33 mln zł (z czego 25 mln zł pochodziło z Funduszu Sprawiedliwości, który ma pomagać ofiarom przestępstw) CBA kupiło system Pegasus,

który po zainstalowaniu w telefonie otrzymuje dostęp do treści wiadomości i e-maili, adresów oglądanych stron, zdjęć, aplikacji: Facebook, Skype, GMail, WhatsApp i innych. Pegasus może przejąć pełną kontrolę nad takim urządzeniem, może nawet włączać kamerę w telefonie i podglądać.

Na problem nadużyć i niezgodnego z prawem wykorzystywania inwigilacji wskazywał wielokrotnie Rzecznik Praw Obywatelskich, postulując, aby w Polsce wzorem innych państw, takich jak Belgia, Dania, Holandia, Kanada, Norwegia, Portugalia czy Szwecja, utworzono niezależny od władzy organ, który zajmowałby się działalnością kontrolną służb specjalnych. Polskie ustawodawstwo w stosunku do inwigilacji nie spełnia norm europejskich, co wytykała m.in. Komisja Wenecka, a nadużycia przy stosowaniu inwigilacji prowadzonej przez polskie służby są badane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. Pisowskie zapewnienia o tym, że CBZC będzie walczyć z cyberprzestępczością, można więc włożyć między bajki.

 

Całość na łamach